Czwarty rozdział powieści jest wyjątkowo krótki.
- Wyjaśnienie tego znajduje się w pierwszym akapicie, którego zabrakło w tłumaczeniu Aleksandry Kowalak-Bojarczuk. Nie pominęła go jednak Maria Rafałowicz-Radwanowa:
Najdroższy, zwykle tak bywało, że osoba, która mi psuła stalówkę, była tą, której najbardziej nie cierpiałam na ziemi. Ale nie mogę znienawidzieć Rebeki Daw, chociaż ma ona zwyczaj notowania moim piórem przepisów kuchennych, korzystając z mej nieobecności. Znowu to uczyniła, jak widzę, więc nie otrzymasz długiego ani miłosnego listu (Najukochańszy!)
Tłumaczka pominęła tu z oryginału tylko wzmiankę, że Rebeka korzysta ze stalówki, kiedy Ania jest w szkole.
- W opisie piecyka u Kowalak-Bojarczuk, ze względu na wyżej opisane pominięcie, brakuje też zdania nawiązującego do sprawy ze stalówką. W pierwszym tłumaczeniu brzmi ono:
Rebeka Daw zataszczyła go sama na górę. Wobec tego przebaczam jej zepsutą stalówkę.
- Ania pisze o błędach uczniów: w pierwszym tłumaczeniu Mira (w oryginale - Myra) twierdzi w piśmiennym egzaminie z geometrii, że kąty trójkątów nierównobocznych są równe między sobą. U Kowalak-Bojarczuk Mira w klasówce próbuje udowodnić, że "kanty" są równe na podstawie podobieństwa trójkątów równoramiennych. Żadna z tłumaczek nie wybrnęła do końca - oryginał bowiem zawiera grę słów: Myra myli angles z angels.
- U Rafałowicz-Radwanowej ta sama uczennica do drzew zalicza szubienicę (w oryginale - gallows-tree), u Kowalak-Bojarczuk - drzewo genealogiczne.
- W pierwszym tłumaczeniu Blake Fenton to Belke Fenton.
- Kolejny akapit przytoczę w całości:
It feels like snow tonight. I like an evening when it feels like snow. The wind is blowing 'in turret and tree' and making my cosy room seem even cosier. The last golden leaf will be blown from the willows tonight.
Mży dzisiaj. Coś... jakby pierwszy śnieg. Lubię wieczory zimowe. Wiatr wieje i świszczy w wentylatorze, szumią drzewa, a mój przytulny kącik staje się przez porównanie jeszcze przytulniejszy. Ostatni złoty listek zostanie dzisiaj strząśnięty z gałązki.
Chyba spadnie śnieg. Lubię wieczory, w które czuje się, że nadejdzie śnieg. Wieje wiatr "wśród wież i drzew", co sprawia, że mój przytulny pokój wydaje się jeszcze milszy. Dziś wieczorem z osiki spadnie ostatni złoty liść.
Cytat przytoczony przez Anię pochodzi z poematu The Sisters Alfreda Tennysona.
- Kiedy Ania przyjmuje zaproszenia od rodziców jej uczniów, w każdym domu częstują ją konfiturą, co przy kolejnych wizytach staje się już udręką, bo ma jej po prostu serdecznie dość. U Rafałowicz-Radwanowej jest to konfitura z czereśni, zaś u Kowalak-Bojarczuk (zgodnie z oryginałem) z dyni. Słoik z konfiturą, którą Ania dostała podczas ostatniej wizyty od pani Hamiltonowej, zostaje w pierwszym tłumaczeniu ukryty w ogrodzie pod drzewem, zaś w drugim zakopany w ogrodzie.
- Rebeka okryła na zimę róże w przydomowym ogrodzie - u Rafałowicz-Radwanowej użyła tylko słomy, zaś u Kowalak-Bojarczuk słomy i pudeł po pomidorach. A w oryginale? Straw and potato bags. W pierwszym tłumaczeniu różane krzewy wyglądają więc jak szereg starców o kulach, zaś w drugim - jak grupa czarnych, garbatych ludzi opierających się o skrzynie (w oryginale - like a group of hump-backed old men leaning on staffs).
- W przedwojennym tłumaczeniu Ania dostaje kartkę od Davy z niezliczonymi pocałunkami, rozrzuconymi w tekście (w oryginale: with ten kisses crossed on it). W powojennym - Dostałam pocztówkę od Tadzia, który przesyła mi całusy.
- W poczcie jest też list od Priscilli napisany na papierze, który dostała z Japonii. Rafałowicz-Radwanowa opisuje jego arkusze: jedwabny, cienki papier, przybrany naklejanymi, zasuszonymi kwiatkami, a Kowalak-Bojarczuk: Na gładkich kartkach majaczą nierealnie zarysowane kwiaty wiśni.
- Ania przeczytała list od Gilberta czterokrotnie, aby przeniknąć każdy atom słodyczy w nim zawartej (to w starszym tłumaczeniu), nasycić się każdym słowem (to w drugim tłumaczeniu), a w oryginale: to get every bit of its savour.
- W pierwszym tłumaczeniu Ania cieszy się, że do przerwy świątecznej pozostało tylko pięć tygodni (zgodnie z oryginałem), w drugim, że tylko parę tygodni.
Wychodzi więc na to, iż to pierwsze tłumaczenie jest jednak lepsze, mimo kilku niefortunnych wpadek tłumaczki. Podoba mi się jego poetyckość we fragmentach, które Kowalak-Bojarczuk tłumaczy bardzo rzeczowo.
OdpowiedzUsuńRównież odnoszę takie wrażenie. Tłumaczenie jest bardziej rzetelne - właściwie nie ma tu wyciętych fragmentów (dla mnie taka praktyka jest ciężkim grzechem popełnionym na książce). Tłumaczenie Rafałowicz-Radwanowej zasługuje na wznowienie.
Usuń