niedziela, 31 lipca 2016

O "Emily Climbs"

   Emily Climbs po raz pierwszy ukazała się w 1925 roku nakładem wydawnictwa Frederick A. Stokes. Polscy czytelnicy, którzy pokochali Anię, mogli dowiedzieć się o istnieniu nowej bohaterki w twórczości Lucy Maud Montgomery już rok później. Wówczas to wciąż jeszcze ukazywał się Tygodnik Ilustrowany – czasopismo, którego teksty dotyczyły spraw społeczno-kulturalnych. Jedną z jego rubryk była Kronika Literacka śledząca twórczość poetów i prozaików, a także nowości pojawiające się w księgarniach. W numerze Tygodnika Illustrowanego, który ukazał się 1 maja 1926 roku, w rubryce tej znalazła się notatka:
Z LITERATURY ANGIELSKIEJ
Znana u nas szeroko autorka L. M. Montgomery, której powieść „Ania z zielonego wzgórza" cieszy się dużą poczytnością, wydała nowy utwór p. n. „Emily climbs" („Emilja wchodzi na szersze drogi"). Postać bohaterki pojawiła się już poprzednio w powieści „Emily of New Moon", gdzie opisano dzieciństwo dziewczyny. „Emily climbs" podana jest w formie pamiętnika prowadzonego przez Emilję, która żyje w atmosferze hipokrytycznej, przesyconej fałszywą pruderją i nadmiernym kultem rygoru. Dom ciotek Emilji krępuje swobodny wzrost duszy dziewczyny. Emilja przebija się ciężko ku samodzielności i znajduje radość w pracy literackiej, do której zawsze ujawniała zdolności. Warto, by która z polskich firm wydawniczych wydała tę powieść, ożywioną prostotą, świeżością i młodzieńczą wiarą […]
Zb. Gr.
   Zwróciliście na ciekawe tłumaczenie tytułu przez autora artykułu? W polskich przekładach ta druga powieść z cyklu ma trzy jego wersje: „Emilka dojrzewa”, „Emilka szuka swojej gwiazdy” i „Emilka dorasta”.
   W Polsce trylogia o Emilce została przetłumaczona i wydana dopiero w 1936 roku. Część, która została omówiona w artykule, Maria Rafałowicz-Radwanowa – tłumaczka całego cyklu – zatytułowała: „Emilka dojrzewa”.
   Recenzje wszystkich powieści o Emilce przytoczyłam w kilku poprzednich postach: A teraz o Emilce, Recenzji „Emilek” ciąg dalszy i O Emilce na falach życia.
  • Cyfrowa Biblioteka Narodowa POLONA
  • zachowałam oryginalną pisownię i styl

sobota, 30 lipca 2016

O słuchowisku Miecznikowskiej raz jeszcze

   W postach Słuchowiska radiowe i Przedwojenne słuchowiska - uzupełnienie pisałam o serii adaptacji radiowych Ani z Zielonego Wzgórza opracowanych przez Jadwigę Miecznikowską. Były one emitowane w ramach Teatru Wyobraźni dla Młodzieży w październiku 1938 roku. Ostatnio natknęłam się na jeszcze jedną, ale wcześniejszą, wzmiankę o tych audycjach.
   Jadzia Andrzejewska z urodzenia była łodzianką. W pewnym łódzkim dzienniku, Głosie Porannym, w rubryce Teatr i muzyka. Przez dziurkę w kulisach, który ukazał się 31 marca 1938 roku, zapowiedziano kolejną rolę aktorki. Tym razem stanęła nie na scenie, ale za mikrofonem radiowym, wcielając się w rolę Ani.
 
 
 
 
 
 


piątek, 29 lipca 2016

Reklama książek o Ani + aktualizacja

   Dzisiaj znowu przywołam duchy przeszłości ;)
   Natknęłam się ostatnio na dwa numery Mojego Pisemka z 1925, w którym to roku Ania z Zielonego Wzgórza ukazała się w Polsce po raz czwarty. Ania z Avonlea została wydana rok wcześniej pierwszy raz, ale w dwóch wydawnictwach. Na pierwszych stronach tego czasopisma dla dzieci widnieje wielka reklama książek L. M. Montgomery.
   Najpierw ukazała się reklama Ani z Zielonego Wzgórza:



   Ta reklama pierwszego tomu cyklu o Ani przedstawia grafikę, która ukazała się także w kolejnym, piątym, wydaniu tytułu w 1928 roku, kiedy poprawiono już błąd w nazwisku autorki i tłumaczki.
wydanie V z 1928 roku (skan ze zbiorów Biblioteki Narodowej)
wydanie V z 1928 roku (zbiory własne)
   Jednak w czwartym wydaniu z 1925 roku na karcie tytułowej książki, tak jak w reklamie w Moim Pisemku, wciąż widniała „Anna Montgomerry”, a także „R. Bernsztajnowa”:

wydanie IV z 1925 roku (skan ze zbiorów Biblioteki Narodowej)
   Te dwa wydania mają także inne logo wydawnictwa, na których przedstawione jest motto Wydawnictwa M. Arcta – „Prawdą a pracą”:
 
1925                                                    1928

W następnej kolejności, w jednym z sierpniowych numerów Mojego Pisemka, wydrukowano w podobnym formacie reklamę drugiej części cyklu:


   Co ciekawe, inicjały imion i nazwisko autorki są już poprawnie zapisane, ale „Avonlea” przerobiono na „Avenlay” (!).
   A jak przedstawia się sama książka? W swoim zbiorze mam egzemplarz z Wydawnictwa B. Rudzkiego. Jest w opłakanym stanie… Osoba, od której go kupiłam, zapakowała cały blok w folię spożywczą, żeby kartki nie rozsypały się w trakcie transportu. Jednak nie chcę go na razie oprawiać na nowo – jest dla mnie dowodem na długoletnią poczytność książek Maud. Oto skan okładki i karty tytułowej:



Ania z Avonlea, wydanie z 1924 roku (zbiory własne)

   Na okładce wydrukowano błędnie: „L. M. Mongomerry”, ale na karcie tytułowej i grzbiecie nazwisko zapisano już poprawnie (i tak też widnieje w przytaczanej reklamie). „Avonlea” jest także prawidłowo wydrukowane na stronie tytułowej, ale okładka przedstawia kolejną wersję nazwy: „Avonley”.
   Cóż, ówcześni zecerzy mieli do dyspozycji tylko bystrość własnego oka – z pewnością wiele takich błędów mogło wynikać z pomyłek przy składaniu tekstu. Dzisiaj jednak są to już tylko bibliograficzne „smaczki”…

  • materiały pochodzą ze zbiorów własnych oraz Biblioteki Narodowej i Cyfrowej Biblioteki Narodowej POLONA

poniedziałek, 25 lipca 2016

Poniedziałek, który stał się Wtorkiem


   Z cyklu o Ani, moją ulubioną powieścią jest Rilla ze Złotego Brzegu. Przypuszczam, że jest to zasługą m.in. historii psa o imieniu Little Dog Monday. Zawsze napełniała mnie ona wzruszeniem. Opis mrocznej nocy, kiedy wyczekujące na stacji kolejowej psie serce rozpaczało po stracie Waltera, jest wymowny i przejmujący, a scena powitania Jema – wywołuje uśmiech przez łzy.

   Little Dog Monday (albo Dog Monday) po raz pierwszy pojawia się w Anne of Ingleside, ale tylko jako wzmianka (pod koniec rozdziału XXIV – w polskich wydaniach jest to rozdział XXIV lub XXV, bo w niektórych edycjach rozdział XIV został podzielony na dwa osobne). Tłumaczka pierwszego polskiego wydania tej części, które ukazało się dopiero w 1989 roku, Aleksandra Kowalak-Bojarczuk, wykorzystała wersję imienia, która pojawiła się w przedwojennej Rilli ze Złotego Brzegu tłumaczonej przez Joannę Zawiszę-Krasucką (1933 rok).

   Wtorek towarzyszy rodzinie Blythe’ów w tłumaczeniach Jolanty Bartosik (wydania Prószyńskiego i sp.), Anny Dorożalskiej (w wydaniach Podsiedlik-Raniowski i sp. – choć w Ani ze Złotego Brzegu w tej serii, tłumaczonej przez Agnieszkę Drong, pies wabi się jednak jako Poniedziałek).

   Jeśli chcecie przeczytać Rillę z Poniedziałkiem, musicie sięgnąć po przekład Grzegorza Rejsa, który zachował wierne tłumaczenie psiego imienia (edycja wydana przez Zieloną Sowę). Co ciekawe, w Ani ze Złotego Brzegu, która w tej serii ukazała się w tłumaczeniu Inki Malcher, Little Dog Monday to: „Mały Psowaty Poniedziałek” (!).


ilustracja Bogdana Zieleńca; Rilla ze Złotego Brzegu, Nasza Księgarnia

 
 


ilustracja Marii Biegańskiej i Piotra Syskiego; Rilla ze Złotego Brzegu, Elipsa

 
 
 
 
ilustracje Katarzyny Kariny Chmiel; Rilla ze Złotego Brzegu, Prószyński i sp.
 

niedziela, 24 lipca 2016

"Aniowe" i "Emilkowe" miejsca w Polsce

   W poprzednim poście wspomniałam, że na Pomorzu Zachodnim znam już dwa Zielone Wzgórza. Jednym z nich jest ulica "Zielone Wzgórze" w Szczecinie. Nie wiem, czy nadanie takiej nazwy było intencjonalne, ale kiedy zobaczyłam ją po raz pierwszy na mapie miasta, rozwieszonej wiele lat temu na ścianie pewnego akademika, wywołała u mnie ciepły uśmiech. Ulica rzeczywiście znajduje się na wzgórzu, a stojące przy niej domy sąsiadują  z zielenią Puszczy Bukowej.
 
 
Jest w Szczecinie jeszcze jedno "Aniowe" miejsce, ale o nim napiszę przy innej okazji.
 
 
A teraz moja propozycja dla miłośników książek Lucy Maud Montgomery ;)
Podzielcie się informacjami i zdjęciami ze swoich okolic, na pewno gdzieś jeszcze jest niejedno polskie Zielone Wzgórze!
Przesyłajcie na agamarusz@gmail.com. Będę je publikować na blogu.

Cudeńka z Zielonego Wzgórza

   Na Pomorzu Zachodnim istnieją co najmniej dwa Zielone Wzgórza! Dzisiaj, na Jarmarku Jakubowym, odkryłam to drugie. Jest nim pracownia rękodzieła Pani Ani z Parsowa. W Zielonym Wzgórzu powstają Anielice i Aniołki, Sówki, Króliki, Koty, Misie, Traktory, Poduszki... można by wymieniać długo. Zebrane razem w gromadzie na stoisku tworzą przesympatyczny widok! Nie mogłam sobie odmówić krótkiej pogawędki z ich Autorką. Dzieła Pani Ani z Zielonego Wzgórza można podziwiać na facebookowym profilu pracowni: https://web.facebook.com/Pracownia-Zielone-Wzg%C3%B3rze-483211905166199/?_rdr
 
   Nazwa pracowni, jak się dowiedziałam z rozmowy, powstała niejako sama z siebie - bo jak inaczej ją nazwać, skoro została stworzona przez Anię mieszkającą w zielonym domu na wzgórzu, o której okoliczni mieszkańcy mówią: "No, ta Ania z zielonego wzgórza"?...
 
 

czwartek, 21 lipca 2016

Bluszcz o Ani

  


   Po 15 latach od pierwszego wydania „Ani z Zielonego Wzgórza”, zachwyt polskich czytelników nad powieścią L. M. Montgomery nie słabł. W ciągu tych lat, pierwszy tom cyklu o Ani pojawił się jeszcze 3 razy (w 1919, 1921 i 1925),  zaś „Anię z Avonlea” wydało w 1924 Wydawnictwo B. Rudzkiego. wydały w jednym roku (1924) dwa wydawnictwa.
   Jedna z dłuższych recenzji tych dwóch tytułów pojawiła się w „Bluszczu” z 17 kwietnia 1926 roku. O „Ani z Zielonego Wzgórza” H. B. pisze:





   Na Zielonem Wzgórzu, na skraju osady Avonlea, stoi stary dworek, otoczony ogrodem. Mieszka w nim rodzeństwo Culbert. Brat, to nieśmiały, niezgrabny, odludek, i poczciwy do szpiku kości Mateusz. Siostra – to surowa i pełna niezłomnych zasad, poważna, choć ze skłonnością do wesołej ironji, sprawiedliwa i zacna Maryla. Pracują ciężko na swym, odziedziczonym po ojcach, kawałku ziemi, jak wszyscy ich sąsiedzi, farmerzy kanadyjscy, a że są już niemłodzi, chcą sobie zapewnić pomoc w pracy i sprowadzają z miasta, z Domu Sierot, chłopca, aby go wychować na przyszłego pomocnika.
   Sprowadzają chłopca – a tu przez jakieś nieporozumienie przyjeżdża dziewczyna! Jedenastoletnia dziewczynka, chuda, rudowłosa i piegowata, Anna – sierota w „wyrośniętej” burej sukience, i zaraz na wstępie prosi, żeby ją nazywano Kordelją, „bo Ania to takie prozaiczne imię,” a ona lubi tylko „poetyczne” imiona!
   I w tej nieuwzględnionej przez prozaiczną Marylę prośbie mieści się cała Ania, która kocha wszystko, co jest „poetyczne” i „romantyczne”, i nadbudowuje sobie szare i ubogie życie małej niańki u obcych ludzi, a potem wychowanki z Domu Sierot, wyobrażając sobie różne śliczne i wzniosłe rzeczy. Udaje się jej to znakomicie, bo ma wyobraźnię wprost niesłychaną.
   Zaraz na wstępie pozyskała sobie, wcale o tem nie wiedząc, serce Mateusza, tego starego dziwaka, który, jak ognia, bał się kobiet i dziewczynek. Maryla chce naprawić omyłkę, odesłać Anię do Domu Sierot, ale po kilku dniach decyduje się zatrzymać ją u siebie, trochę przez litość nad „sierotą, której nikt nie chce”, a trochę dlatego, że i ona ulega czarowi tego dziwnego dziecka. I oto „Ania znikąd” staje się „Anią z Zielonego Wzgórza” – i wnosi w spokojne, pracowite życie fermerów masę poezji i wdzięku.
   Żyje w ciągłem zachwyceniu. I tak się jakoś staje, że w sferze jej działania cała rzeczywistość dosięga poziomu, stwarzanego jej wyobraźnią; i rzeczy, i miejsca, które podziwia Ania. owiane są takim czarem jej zachwyconej duszy, że nawet prozaiczna Maryla, nawet rozsądna mała przyjaciółeczka Ani, Djana, nawet pełna cnót gospodarskich sąsiadka, pani Małgorzata Linde – nie mogą się temu oprzeć.
   Ania żyje sobie, jak w bajce, na tem Zielonem Wzgórzu. Wpada wprawdzie w krótkotrwałe rozpacze i niejednokrotnie ma „złamaną duszę”, z powodu różnych nieszczęśliwych przygód, wywołanych jej roztargnieniem, ale świat jest za piękny, żeby mogła się długo martwić.
   Książka jest napisana z wielkim talentem, a postać Ani przeprowadzona konsekwentnie i znakomicie. Niełatwe to było zadanie, bo kwestja jest rzeczywiście dość ryzykowna: jedenastoletnia dziewczynka, przemawiająca całemi potokami słów przesadnych, napuszonych i patetycznych, która pomimo to nie jest ani śmieszną, ani nieznośną, tylko przeciwnie, ujmująca i pełną wdzięku. Jedenastoletnia dziewczynka, która rzewnemi łzami płacząc nad swem sieroctwem i opuszczeniem, ani na chwilę nie porzuca górnolotnego stylu, i mówi, jak z książki – a pomimo to nie wygląda wcale na komedjantkę, i budzi najszczersze współczucie! Przemawia napuszonym, sztucznym językiem, upaja się swojemi słowami – a pomimo to odczuwa się ją, jako do gruntu prawdziwą i szczerą!
   Taką Anię niełatwo było „zrobić” – a jednak „zrobiona” jest doskonale.
   Inne postacie, jak Mateusz, Maryla, panie Małgorzata – również są doskonałe. Atmosfera dziwnie szlachetna i pełna nieopisanego wdzięku. Życie w ślicznej Avonlei płynie tak, że aż czytelnik dziwi się, czyż to możliwe, żeby tak żyli, czuli, i mówili prości farmerzy z wyspy ks. Edwarda? A jednak nie wygląda to na przesadę. Przeciwnie, wynosi się wrażenie, ze widocznie tak tam być musi – i jakże jest miło zajrzeć do ich świata, tak różnego niż ten, w którym my żyjemy!


Kolejna część recenzji poświęcona jest „Ani z Avonlea”:


   Ania, jej koleżanki i koledzy, dzieci z Avonlei, ukończyły szkołę i przestały już być dziećmi. To młodzież samodzielnie pracująca, rozprawiająca o zasadach i ideałach, zakładająca związki, marząca o wyższych studjach, stypendjach, uniwersytetach. Na tem tle Ania dawna piegowata, ruda mała Ania, obecnie młoda, ideowa, pełna zapału nauczycielka w Avonleaskiej szkole. Jej górnolotny styl obniżył się o jeden stopień – ale pozostała dusza, żyjąca w ciągłem zachwyceniu.
   Nie opanowała Ania swego roztargnienia, które wpędza ją w komiczne przygody, ale opanowała największą swą wadę, upajanie się własnym patosem, i brak prostoty. „Poetyczna” Ania, stała się w gruncie rzeczy, konsekwentną, wyrobioną, wartościową, mądrą kobietą.
   Całość pod względem artystycznym ustępuje nieco pierwszej części, mniej może ma wdzięku. Przedstawia natomiast dużą wartość pod względem społecznym i wychowawczym.


 


  • korzystałam z zasobów Cyfrowej Biblioteki Narodowej POLONA
  • zachowałam oryginalną pisownię i styl

środa, 20 lipca 2016

Okładki „Błękitnego Zamku" + aktualizacja

Zapraszam do lektury postu, w którym zebrałam okładki do wszystkich polskich wydań twórczości L. M. Montgomery:




   Ponieważ ostatnio było małe co nieco z „Błękitnego Zamku”, postanowiłam przygotować galerię okładek z polskich tłumaczeń tej powieści. Oto one:


Aktualizacja dotycząca pierwszych wydań: były to edycje z 1939 roku z Księgarni Literackiej oraz Księgarni J. Kubickiego (pierwsza okładka z galerii). Druga okładka było to wydanie powojenne - 1947 rok.





   Daty ukazania się trzech pierwszych wydań nie są jednoznaczne, ponieważ w egzemplarzach nie zamieszczono stosownej informacji. Katalogi bibliograficzne podają jednak prawdopodobne daty. W swoim zbiorze mam dwa egzemplarze wymienione jako pierwsze w powyższym zestawieniu. Porównując dane z Biblioteki Narodowej (BN) oraz informacje z katalogów www.worldcat.org dotyczące wydawcy i miejsca wydruku, ustaliłam, że pochodzą one właśnie z dwóch najwcześniejszych wydań: z 192? (skromna pod względem graficznym, gruba, kartonowa okładka – być może książka miała jeszcze obwolutę…; drukowana przez Sp. „Gryf”) oraz z 1926 roku (okładka miękka ze skrzydełkami; drukowana w Drukarni Krakowskiej W. Grzelak i Sp. w Warszawie). Skan okładki z trzeciego wydania został udostępniony przez BN. Wydanie to ukazało się w 1939 roku, a książka była drukowana przez Drukarnię „Linolit” w Warszawie.
   Pierwsze powojenne wydanie „Błękitnego Zamku” ukazało się dopiero w 1985 1947 roku nakładem Naszej Księgarni. Było to przedwojenne tłumaczenie Karola Bobrzynowskiego / Borawskiego. Przekład tego tłumacza pomijał wiele fragmentów, nie miał także zachowanego układu rozdziałów. Kolejny przekład, autorstwa Joanny Kazimierczyk, miał już niewiele wyciętych fragmentów, ale rozdziałów wciąż nie zachowano. Dopiero przekłady Jolanty Bartosik, Tomasza Tesznara i Agnieszki Kuc zbliżyły się do oryginału.


Uaktualnienie do powyższego postu dotyczące pierwszych trzech wydań Błękitnego Zamku, w których przedstawiłam nowe informacje bibliograficzne (o datach ukazania się, wydawcach, a także o tłumaczu), znajdziecie w poście: "Błękitny Zamek" i jego tłumacz(e) + uzupełnienie oraz Powojenne wydanie "Błękitnego zamku" .

...

Zielone Wzgórze
 (Małgorzata Zwolińska)
To o czym marzysz,
To za czym tęsknisz,
To czego szukasz,
Znajdziesz
W cieniu dobrych drzew,
Gdy wsłuchasz się w ich szept.
              
I chociaż pójdziesz
Przez swoje życie
Własną drogą,
Powrócisz tu.
W marzeniach,
Powrócisz tu,
We wspomnieniach
I w snach.
I choć przede mną
Otwiera się piękny świat,
Powrócę tu.
Z dalekich dróg,
Powrócę tu.
Przecież do gniazda
Zawsze wraca
Szczęśliwy ptak.
Powrócę tu.
Powrócę tu.
Z nadzieją w niebo patrz,
Blask spadających gwiazd,
Spełni życzenie twe,
Jeśli tego chcesz.
Nieznanych szukaj dróg.
W życiu nie warto iść na skrót.
W przyszłość z odwagą patrz
I dziel się tym co masz.
Na przekór i pod wiatr,
Śmiej się, płacz i sięgaj gwiazd.
Pewne jest tylko to,
Że warto iść pod prąd.
Nieznanych szukaj dróg,
W życiu nie warto iść na skrót.
W przyszłość z odwagą patrz
I dziel się tym co masz.
Na przekór i pod wiatr,
Śmiej się, płacz i sięgaj gwiazd.
Nieznanych szukaj dróg.


  • ze spektaklu "Ania z Zielonego Wzgórza" z krakowskiego Teatru Groteska

niedziela, 17 lipca 2016

Kawałek Wyspy w Polsce...

   ... zwykle stoi w słoiczku na moim stoliku nocnym - garść czerwonego piasku i kamyczek. Dostałam go od Bernadki Milewski, która odkrywa dla nas znane i nieznane oblicza Wyspy Księcia Edwarda. Kiedy otworzy się słoiczek, przez chwilę wyczuć można subtelną woń soli. Ten piasek przyzywał mnie od trzech lat. Bernadka zaklęła w nim szum Zatoki Świętego Wawrzyńca i czerwień wyspiarskich dróg. Już niedługo sama usłyszę ten szum i przesypię między palcami ten piasek. I w nowy słoiczek wrzucę zaklęcie dla kolejnej osoby...
 
 

piątek, 15 lipca 2016

Nie-śmieszne zagadki stryja Benjamina

   „Błękitny Zamek”, to kolejna, po „Emilkach” powieść Lucy Maud Montgomery, którą darzę szczególną sympatią. W historii przemiany Valancy Stirling zawsze widziałam wzór do naśladowania. Jej odwagę i przyjęcie wyroku losu, ale bez niszczącej bierności, konsekwentny upór i ironiczny humor zawsze podziwiałam. Mój egzemplarz powieści zaczął się rozklejać od wielokrotnego czytania.
   „Błękitny Zamek” przetłumaczono na język polski pięć razy. Smaczkiem powieści są „zagadki” stryja Benjamina, których Valancy organicznie nie znosi. Fragmenty powieści, w których są przytaczane, zostały przetłumaczone w różnoraki sposób albo wcale. Właściwie, w wielu przypadkach trudno mówić o tłumaczeniu – już bardziej pasuje tu: „radosna twórczość”. Ma ona jednak pewne usprawiedliwienie – większość tych zagadek jest grą słów nieprzetłumaczalną z angielskiego na polski. Zróbmy więc małe studium nie-śmiesznych zagadek stryja Benjamina...
 
 
1.      And Uncle Benjamin would ask some of his abominable conundrums, between wheezy chuckles, and answer them himself.
      “What is the difference between Doss and a mouse?”
      “The mouse wishes to harm the cheese and Doss wishes to charm the he's”.
 
 
Karol Bobrzynowski / Borawski:
„A wuj Beniamin będzie zabawiał zgromadzonych swoimi kiepskimi kalamburami i zagadkami, sam na nie pośpiesznie odpowiadając:
– Jaka jest różnica między urzędnikiem a starą panną? – Żadna, oboje czekają na pierwszego... On pierwszego każdego miesiąca, a ona na pierwszego, który jej się oświadczy.”
 
 
Joanna Kazimierczyk pomija tą zagadkę (choć wydawca zapewnia, że jest to pierwszy pełny przekład książki).
 
 
Jolanta Bartosik:
„Wuj Benjamin, wybuchając świszczącym śmiechem, będzie rzucał beznadzieje, okropne zagadki, żeby potem samemu je rozwiązywać. „Jaka jest różnica między Doss a myszą? Mysz chce sera, a Doss faceta.”
 
 
Tomasz Tesznar:
„A wujek Beniamin, pośród astmatycznych chichotów, zadałby jedną ze swoich okropnych zagadek, po czym sam podałby rozwiązanie.
– Czym się różni Lulu od myszki?
– Tym, że myszka chce sera, a Lulu kawalera.”
 
 
Agnieszka Kuc:
„A wuj Beniamin, dławiąc się ze śmiechu, zadałby jedną z tych swoich okropnych zagadek, po czym sam udzieliłby na nią odpowiedzi:
– Czym się różni Doss od myszy? Otóż mysz pragnie sera, a Doss kawalera.”
 
 
2.      "Why," demanded Uncle Benjamin, leeringly, as he tied up her tea, "are young ladies like bad grammarians?"
     Valancy, with Uncle Benjamin's will in the background of her mind, said meekly, "I don't know. Why?"
     "Because," chuckled Uncle Benjamin, "they can't decline matrimony."
 
 
Karol Bobrzynowski / Borawski:
„– Dlaczego – zagadnął stryj z chytrym uśmiechem, zawiązując paczkę herbaty – stare panny nie mogą być dobrymi żołnierzami?
Joanna z myślą o testamencie wuja Beniamina na dnie świadomości, rzekła potulnie: – Nie wiem, Dlaczego?
– Ponieważ – zachichotał wuj Beniamin – one są nie za mężne.”
 
 
Joanna Kazimierczyk:
„– Dlaczego – spytał z wymownym uśmieszkiem – młode panny nie dają sobie rady z gramatyką?
Valancy pamiętając o testamencie, rzekła potulnie: – Nie wiem.
– A dlatego, że chcą odmieniać wyłącznie rzeczownik małżeństwo –  zachichotał stryj.”
 
 
Jolanta Bartosik:
„– Dlaczego – spytał, zawiązując paczuszkę z herbatą – młode kobiety są jak niemowy?
Valancy pamiętając o testamencie wuja Beniamina, odpowiedziała potulnie:
– Nie wiem. Dlaczego?
– Bo nie mogą się wymówić od małżeństwa.”
 
 
Tomasz Tesznar:
„Dlaczego – zapytał wujek Benimin, łypiąc na nią przebiegłym wzrokiem, gdy pakował jej herbatę – młode damy są jak kiepscy nauczyciele łaciny?
Walencja, mając na uwadze testament wujka Beniamina, rzekła pokornie”
– Nie wiem. A dlaczego?
– Ponieważ – odrzekł, chichocząc, wujek Beniamin – nie wiedzą, co to znaczy matrimonium.
 

 
Agnieszka Kuc:
„– Wiesz może – chytrze spytał wuj, pakując herbatę – w co najchętniej grają panny na wydaniu?
Valancy, mając na względzie jego testament, odparła nieśmiało:
– Nie wiem. Co to za gra?
– Mariasz – zachichotał w odpowiedzi wuj Beniamin.”
 
 
3.     "What two ages are apt to prove illusory?" asked Uncle Benjamin; and, not waiting for Valancy to "give it up," he added, "Mir–age and marri–age."
     "M–i–r–a–g–e is pronounced mirazh," said Valancy shortly, picking up her tea and her beans.
 
 
Karol Bobrzynowski / Borawski:
“– Jakie jest najlepsze wyjście dla kobiety? – i nie czekając na odpowiedź Joanny, pośpieszył sam dodać: – wyjście za mąż.
Joanna miała już tego dość.
– A wie wujo, dlaczego Kain zabił Abla?
Wuj Beniamin wybałuszył oczy.
– Bo mu stare dowcipy opowiadał – rzekła Joanna, szybko chwytając swoją herbatę i wyszła.”
 
 
Joanna Kazimierczyk:
„W czym pannie najbardziej do twarzy? – Sam też natychmiast odpowiedział: – W małżeństwie.
Valancy nie wytrzymała i rzuciła: – Za te stare dowcipy ktoś zrobi kiedyś stryjowi krzywdę.
– Po czym szybko wyszła ze sklepu.”
 
 
Jolanta Bartosik:
„Co mają ze sobą wspólnego miraż i mariaż? –spytał wuj Beniamin i nie czekając na odpowiedź, wyjaśnił: – Oba są stanami iluzorycznymi.
– Miraż nie jest stanem – odparła Valancy krótko, odbierając od wuja herbatę i fasolę.”
 
 
Tomasz Tesznar:
„– Jakie dwa zjawiska często okazują się zwodnicze? – spytał wujek Beniamin, po czym, nie czekając aż Walencja „da za wygraną”, dodał: – Miraż i mariaż.
– Ależ nikt już teraz nie mówi :mariaż”, wujku – ucięła krótko Walencja, zabierając z lady swoją herbatę i fasolę.”
 
 
Agnieszka Kuc:
„– Dlaczego stare panny nie odróżniają mirażu od mariażu? – indagował dalej wuj i, nie czekając na odpowiedź, szybko dodał: – Bo w ich przypadku jedno i drugie jest tak samo nierealne.
– Nieważne, co w sercu, byleby stanąć na ślubnym kobiercu. Wuj daruje, ale mam inną dewizę – rzuciła krótko Valancy, po czym pozbierała pakunki i wyszła.”
 
 
4.      "What," said Uncle Benjamin, "is the difference between a donkey and a postage–stamp?"
"I don't know. What?" answered Valancy dutifully.
      "One you lick with a stick and the other you stick with a lick. Ha, ha!"
 
 
Karol Bobrzynowski całkowicie pomija ten fragment. Joanna Kazimierczyk wspomina tylko o spotkaniu Valancy i stryja Beniamina.
 
 
Jolanta Bartosik:
„– Jaka – spytał wujek – jest różnica między rumem a rumakiem?
– Nie wiem. Jaka? – spytała Valancy uprzejmie.
– Taka sama, jak między koniem a koniakiem. Cha. cha!”
 
 
Tomasz Tesznar:
„–Czym się różni – zapytał wujek Beniamin – osioł od znaczka pocztowego?
– Nie mam pojęcia. A czym? – odparła jak należy Walencja.
– Niczym! Jeden i drugi szczerzy zęby na liście!”
 
 
Agnieszka Kuc:
„– Czym się różni pies od znaczka pocztowego? – spytał wuj.
– Nie mam pojęcia – przykładnie odpowiedziała Valancy.
– Jeden sam się liże, a drugiemu trzeba pomóc. Cha, cha!”
 
 
5.      "What herb is most injurious to a young lady's beauty?" propounded Uncle Benjamin by way of starting conversation––"loosening things up a bit," as he would have said Valancy, whose duty it was to say, "What?" did not say it. Nobody else said it, so Uncle Benjamin, after an expectant pause, had to answer, "Thyme," and felt that his riddle had fallen flat.
 
 
U Karola Bobrzynowskiego brakuje całego długiego fragmentu z tą zagadką.
 
 
Joanna Kazimierczak:
„– Jakie ziele najbardziej szkodzi damskiej urodzie? – zapytał stryj Beniamin, usiłując ożywić trochę nastrój.
Stałym obowiązkiem Valancy było zadanie pytania: «a co». Tym razem milczała. Nikt inny też nie zapytał i stryj, po chwili wyczekiwania musiał odpowiedzieć: «tymianek». Czuł jednak, że dowcip «padł»”.
 
 
Jolanta Bartosik:
„Co mija, zawsze wyrządzając szkodę dziewczęcej urodzie? – dał wszystkim do myślenia wuj Benjamin, rozpoczynając konwersację («żeby rozluźnić atmosferę» – jak mawiał).
Valancy miała obowiązek spytać: «Co?», ale nie spytała. Ponieważ nikt inny też tego nie zrobił, wuj Benjamin po chwili oczekiwania musiał odpowiedzieć sobie sam:
– Czas. –Uznał jednak, że jego dowcip nie wywarł należytego wrażenia.”
 
 
Tomasz Tesznar
„Jakie ziele najbardziej szkodzi urodzie młodej damy? – wypalił wujek Beniamin, aby zagaić konwersację – «rozluźnić  nieco atmosferę», jak sam by to ujął.
Walencja, do której towarzyskich obowiązków należało spytać teraz: «Jakie?», nie stanęła na wysokości zadania. Nikt inny również nie zadał tego pytania, więc wujek Beniamin, po pełnej wyczekiwania pauzie, sam musiał podać rozwiązanie: «Ruta». I sam też poczuł, że jego dowcip wypadł płasko.”
 
 
Agnieszka Kuc:
„– Jak się nazywa zioło, którego młode panny nigdy nie chciałyby zasiać w swych ogródkach? – zażartował wuj Beniamin, pragnąc «ocieplić  nieco atmosferę», jak sam zwykł mawiać.
Valancy, której obowiązkiem było pytać: «Jak?», tym razem się nie odezwała. Ponieważ inni też milczeli, po chwili pełnej wyczekiwania ciszy, wuj musiał podać odpowiedź:
– Rutka – powiedział. Czuł jednak, że dowcip nie wypalił.”
 
 
6.      "Doss," he chuckled, "what is the difference between a young girl and an old maid?"
"One is happy and careless and the other is cappy and hairless," said Valancy.
 
 
U Karola Bobrzynowskiego pominięta.
 
 
Joanna Kazimierczak:
„– Doss – spytał z chichotem – jaka jest różnica między młodą i starą panną?
– Jedna jest szczęśliwa i beztroska, a druga jest smutna i zatroskana.”
 
 
Jolanta Bartosik:
„– Doss – zapytał, chichocząc – jaka jest różnica między młodą dziewczyną a starą panną?
– Jedna jest szczęśliwa i beztroska, a druga płaksiwa i bezradna – odparła Valancy.”
 
 
Tomasz Tesznar:
„– Lulu – zachichotał – jaka jest różnica między młodą dziewczyną a stara panna?
– Ta pierwsza rai sobie konkurentów, a druga roi sobie konkubentów – odparła Walencja.”
 
 
Agnieszka Kuc:
„– A wiesz, Doss – zachichotał – czym różni się młoda dziewczyna od starej panny?
– Tym, że młodej dziewczynie wszystko wypada, a starej pannie wypadają tylko włosy – wypaliła Valancy.”
 
 
7.      "Why are chorus girls like fine stock raisers?"
"Why?" asked Cousin Stickles, since it had to be asked and Valancy wasn't there to ask it.
"Like to exhibit calves," chuckled Uncle Benjamin.
 
 
U Karola Bobrzynowskiego pominięta.
 
 
Joanna Kazimierczak:
“– Dlaczego chórzystki noszą ładne pończochy?
– Dlaczego? – spytała kuzynka Stickles, bo ktoś powinien to zrobić wobec braku Valancy.
– Bo lubią obnażać łydki – zachichotał stryj w odpowiedzi.”
 
 
Jolanta Bartosik:
„–Dlaczego chórzystki są podobne do rzeźnika?
– Dlaczego? – spytała kuzynka Stickles, skoro ktoś musiał o to zapytać, a Valancy zabrakło.
– Też lubią pokazywać kostki – zachichotał wuj Benjamin.”
 
 
Tomasz Tesznar:
„Dlaczego dziewczęta z chóru są jak hodowcy rasowego bydła?
– No, dlaczego? – spytała kuzynka Stickles,gdyż ktoś musiał to zrobić, a Walencji już nie było.
– Bo też uwielbiają, jak ktoś się na nie gapi cielęcymi oczami!”
 
 
Agnieszka Kuc:
„– A wiecie, dlaczego kiepscy chórzyści są podobni do hodowców bydła?
– Nie, dlaczego? – spytała kuzynka Stickles, bo przecież ktoś musiał to pytanie zadać, a nie mogła tego zrobić Walancy.
– Bo jednym i drugim nie przeszkadza ryczenie – zachichotał wuj Beniamin.”
 
 
8.      "What is the best way to keep a man's love?"
Valancy smiled wanly. But she had come back to the old life––the old shackles. "What?" she asked as meekly as of yore.
"Not to return it," said Uncle Benjamin with a chuckle.
 
 
U Karola Bobrzynowskiego:
“– Jak można najlepiej utrzymać miłość mężczyzny?
Joanna uśmiechnęła się blado.
– Jak? – zapytała równie pokornie jak niegdyś.
– Nie zwracać mu jej – zachichotał stryj Beniamin.”
 
 
Joanna Kazimierczyk:
„[...] «Jaki jest najlepszy sposób na zachowanie miłości męża?»
Valancy uśmiechnęła się słabo. Lecz skoro wróciła do dawnego życia, do dawnych więzów... Zapytała więc cicho: – Jaki?
– Nie należy mu jej zwracać – odparł stryj Beniamin.”
 
 
Jolanta Bartosik:
„– W jaki sposób najlepiej utrzymać miłość mężczyzny?
Valancy uśmiechnęła się słabo. Cóż, wróciła do swojego starego życia i do starych więzów.
– Jak? – spytała, potulnie jak niegdyś.
– Nie wracając do niego – zachichotał wuj Beniamin.”
 
 
Tomasz Tesznar:
„– Jak najlepiej zachować miłość mężczyzny?
Walencja uśmiechnęła się blado. Lecz wróciła do dawnego życia – do dawnych kajdan.
– Jak? – spytała pokornie jak niegdyś.
– Nie oddawać mu jej – rzekł, chichocząc, wujek Beniamin.”
 
 
Agnieszka Kuc:
„– Co trzeba zrobić, żeby utrzymać przy sobie mężczyznę?
Valancy uśmiechnęła się blado. A więc na dobre wróciła do dawnego życia i zagadek wuja Beniamina.
– No właśnie, co? – zapytała tak samo potulnie jak kiedyś.
– Należy go mocno do siebie przywiązać – zachichotał wuj.”
 
 
9.      "Why are good husbands like bread?"
Cousin Stickles asked why.
"Because women need them," beamed Uncle Benjamin.
 
 
U Karola Bobrzynowskiego:
“– Dlaczego kobieta nic nie mówi, gdy maluje się przed lustrem?
Ciocia Tekla spytała się, dlaczego.
– Ponieważ ma front zamknięty z powodu remontu! – promieniał stryj Beniamin.”
 
 
Joanna Kazimierczyk pomija tą zagadkę.
 
 
Jolanta Bartosik:
„– Dlaczego dobrzy mężowie są jak chleb?
Kuzynka Stickles spytała dlaczego.
– Bo kobiety potrzebują jednego i drugiego – ucieszył się wuj Benjamin.”
 
 
Tomasz Tesznar:
„– Dlaczego dobrzy mężowie są jak chleb?
Kuzynka Stickles, jak należy, zapytała, dlaczego.
– Bo kobiety potrzebują ich codziennie – rozpromienił się wujek Beniamin.”
 
 
Agnieszka Kuc:
„– Dlaczego dobry mąż jest jak chleb?
Kuzynka Stickles czym prędzej zapewniła go, że nie wie.
– Bo nigdy się żonie nie znudzi – odparł rozpromieniony wuj Beniamin.”

środa, 13 lipca 2016

Wydanie, którego nie ma


   W egzemplarzu „Ani z Wyspy” (tłumaczenie Andrzeja Magórskiego), którego zdjęcia przesłała mi Bernadeta Milewski, autorka blogu Kierunek Avonlea, zamieszczono niezwykle ciekawą informację. Otóż, na ostatniej stronie, tuż poniżej słowa „koniec”, widnieje zapowiedź kolejnej części. Zatytułowano ją „DOM MARZEŃ ANI”. Ta książka nigdy się nie ukazała! Czy także z powodu problemów związanych z opisywanym wcześniej procesem sądowym? Jeśli zapowiedź pojawiła się drukiem, to jak daleko posunięte były prace redaktorskie? Czy tłumaczenie było już wtedy gotowe? I kto był tłumaczem? Pytania pozostaną bez odpowiedzi... Bardzo jestem ciekawa, jak wyglądałoby to tłumaczenie. Tytuł mi się, w każdym razie, podoba.




   Pierwszy polski „Anne’s House of Dreams” wydano w 1931 roku - został przetłumaczony przez Stefana Fedyńskiego jako „Wymarzony dom Ani”. Tą formę tytułu zachowało także pięciu późniejszych tłumaczy (+ jedno tłumaczenie w opracowaniu zbiorowym). Odmienny tytuł dla swojego przekładu nadała Eliza Czekajowa: „Ukochany dom Ani”.