czwartek, 31 maja 2018

Fantastyczny wolumin

    Trafiła mi się kolekcjonerska perełka - Wymarzony dom Ani. Mam co prawda egzemplarz tej powieści, ale jest w oprawie introligatorskiej, przycięty i przy tym mocno sfatygowany - kupiłam go chyba bardziej w odruchu serca, by nie trafił na makulaturę, licząc na to, że kiedyś upoluję ładniejszy. I oto udało się, a moje nadzieje przeszły wszelkie oczekiwania. Nowy wolumin wygląda tak, jakby dopiero ktoś zdjął go z półki, na którą został odłożony po przeczytaniu w 1931 roku... 






   Żadnych większych otarć, adnotacji, oderwanych stron, zaplamień, jedynie lekko zakrzywiony grzbiet - właśnie tak, jakby ktoś ją raz tylko przeczytał. Do tego wciąż intensywne kolory okładki, którą zaprojektował Artur Horowicz i zachowane złocenia liter na grzbiecie. Po prostu: cudo...



Adnotacja o Wymarzonym domu Ani
w Przewodniku Bibliograficznym (kwiecień 1931)


   Karton okładki jest w tak doskonałym stanie, że zachowała się adnotacja umieszczona tuż przy brzegu oprawy: "LIT. M. WIĘCKOWSKI". To informacja o miejscu przygotowania okładek. Zakład litograficzny Mikołaja Więckowskiego mieścił się w Warszawie przy ul. Wolskiej 44. Po wojnie, w 1947 roku, przedsiębiorstwo zostało przejęte przez państwo (wg ministerialnego wykazu z 1949 roku mieściło się już przy Twardej 6).


Kamienica przy Wolskiej 44 - adres zakładu litograficznego
Mikołaja Więckowskiego


 Wpisy z Rejestrów Handlowych


Solidna firma...


 Wolska 44 na planie Warszawy z 1936 roku...


... i z 1945...





 
Upaństwowienie




   Przygotowując ten wpis, trafiłam w Internecie na niezwykle ciekawe informacje o autorze ilustracji z okładki. Artur Horowicz wykonał projekty także dla innych tytułów Montgomery, jakie ukazały się w Retorze - pisałam o nim krótko w jednym z postów. O jego postaci przygotuję niebawem kolejny materiał :)

   A tymczasem zapraszam do niektórych innych wpisów o Wymarzonym domu Ani:








  • www.warszawa.ap.gov.pl
  • www.prawo.pl
  • mbc.cyfrowemazowsze.pl
  • jbc.bj.uj.edu.pl
  • mapa.um.warszawa.pl
  • www.warszawa.ap.gov.pl
  • CBN Polona


środa, 30 maja 2018

Zielone Wzgórze Travel

   Dla czytelników prozy Maud, a przede wszystkim miłośników jej najsłynniejszej bohaterki, mam wiadomość od Ewy Kulak-Carvajal. Miałyśmy z Ewą to szczęście, że nasze drogi przecięły się na Wyspie!! Magia naszych wspólnie spędzonych w czteroosobowym składzie dni na Wyspie wciąż działa :) ...

   Ewa i Mario przebywają obecnie w Kanadzie, a teraz właśnie są na Wyspie i... przygotowują niezwykły projekt: Zielone Wzgórze Travel. Dowiecie się wszystkiego o nim na kanale You Tube pod taką właśnie nazwą. Każdego tygodnia będziecie mogli obejrzeć nowy materiał filmowy (w sumie przygotowanych zostanie 50 filmów) o miejscach i rzeczach związanych z postacią Ani Shirley. Niech więc jeszcze bardziej zafascynuje Was świat Zielonego Wzgórza, Avonlea i Wyspy Księcia Edwarda!! Razem z Ewą zapraszam do subskrypcji i podróży Waszych marzeń :)




niedziela, 27 maja 2018

Wyobrażenie

   Każda z ostatnich ekranizacji "Ani z Zielonego Wzgórza" zdobyła moją sympatię, rozumiem intencje twórców i ich prawo do własnej interpretacji i adaptacji prozy. Nie pamiętam tego dokładnie, ale książkę przeczytałam zanim poznałam ekranizacje Sullivana, miałam więc własne wyobrażenie o Ani i Gilbercie. Później jednak, i zostało mi to do dzisiaj, widziałam w nich już tylko Megan Follows i Johnatana Crombiego :). Podobnie jest z Marylą, Mateuszem, Małgorzatą... Ze względu na ten sentyment wyszukałam ostatnimi czasy to:


Jeden z fotosów już wisi nad sekretarzykiem :)


czwartek, 24 maja 2018

Gdańskie wydawnictwo

   To będzie jedno z najciekawszych wydań w mojej kolekcji:




   Powieść ukazała się w 2017 roku nakładem Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Polskie wydanie, ale w języku kaszubskim. Zupełnie nie potrafię wymówić ani słowa po kaszubsku, liczę więc bardzo na to, że wydawnictwo pokusi się o wydanie audiobooka. To byłoby coś! "Ania" została przetłumaczona z polskiego przez Magdaléna Bòbkòwskô. Ilustracje zaś zostały wykonane przez Joannę Koźlarską.

   Egzemplarz całkowicie mnie zauroczył! Wydanie jest piękne - twarda oprawa, z delikatnym pokryciem, w łagodnym pastelowym odcieniu zieleni, papier w kremowej barwie... Ale najbardziej zachwycają ilustracje. Ta na okładce przywodzi mi na myśl rycinę z pierwszego polskiego wydania. Poniżej - jedna ze zilustrowanych stron:



Polecam to wydanie każdemu miłośnikowi i zbieraczowi prozy Maud!


środa, 23 maja 2018

W "Wysokich Obcasach"

   W Wysokich Obcasach. Extra, numerze czerwcowym - "Ania". Znajdziecie tu trzy artykuły: "Czas dziewczyn" (rozmowa z Barbarą Józefik, psychologiem i psychoterapeutką), "Ruda rewolucja" (rozmowa z Amybeth McNulty i Mirą Walley-Beckett - czyli odtwórczynią głównej roli oraz reżyserką "netflixowej" "Ani nie Andzi") i "Jesteś Anią?" (krótkie wypowiedzi osób z życia publicznego, naukowego i kulturalnego). Polecam!




wtorek, 22 maja 2018

Kolejne wydanie "Ani z Zielonego Wzgórza"

   I mamy kolejne wydanie Ani z Zielonego Wzgórza, tym razem od Wydawnictwa Wilga. Jego nakładem powieść ukazała się także w ubiegłym roku. Obecne różni się od poprzedniego jedynie formą oprawy: jest to miękka okładka z całkiem ciekawym pomysłem graficznym. Przy powszechnie panującej pstrokaciźnie zdobiącej okładki książek wszelakiej maści, ta - prosta i skromna - wydaje mi się udanym projektem.




W Empiku egzemplarze były wystawione na witrynach tuż przy wejściu - od razu rzucały się w oczy, nie tylko za sprawą ceny ;)






środa, 16 maja 2018

Wojenne wydanie "Ani z Wyspy"

   Wczoraj miałam okazję kolejny raz natknąć się (na jednym z profili FB) na mit (tak, to właśnie tak trzeba nazwać), jakoby polscy żołnierze zaopatrywani byli w egzemplarze Ani z Wyspy. Ów "fakt" powielany jest na wielu anglojęzycznych stronach internetowych, w różnego rodzaju opracowaniach - od niewielkich artykulików po rocznicowe artykuły w stylu: 100 faktów o książkach L. M. Montgomery. Ba! Ten mit pojawił się także w biografii L. M. Montgomery autorstwa Mary Henley Rubio... Niektóre ze stron internetowych idą o krok dalej i znajdziemy w nich informację nie o Anne of the Island, ale o Anne of Green Gables. Dlaczego właśnie książka Maud?


[...] It was supposed to inspire the young men to fight for the ideal of happy married love, a peaceful hearth, and a safe home. (Rubio M. H., 2008)


Spora w tym doza romantyzmu i bardzo chwytającego za serce wzruszenia, prawda? Sęk w tym, że... to raczej od początku do końca błędne założenie. Żeby opowiedzieć o wszystkich źródłach, do których dotarłam i śladach, które udało mi się prześledzić, aby postawić takie stwierdzenie (a mit ów już na pierwszy rzut oka wydaje się podejrzany), muszę zacząć od faktów historycznych. Ale najpierw jeszcze raz przyjrzyjmy się wojennemu egzemplarzowi "Ani":




   Jest to wolumin z mojego własnego zbioru, który przedstawiłam na samym początku istnienia Pokrewnych dusz w poście "Perła w koronie". Ta część cyklu powieściowego Maud ma w polskiej bibliografii najciekawsze, moim zdaniem, dzieje wydawnicze. Przypomnę tylko, że powieść, w tłumaczeniu Andrzeja Magórskiego / Marcelego Tarnowskiego ukazała się jako nielegalne wydanie w Łodzi w 1930 roku nakładem Księgarni Francuza. Afera skończyła się procesem sądowym, jaki wytoczył wydawnictwu RETOR, właściciel praw wydawniczych. Bracia Francuz dostali wyrok, ale egzemplarze uchowały się. I jeden z takich egzemplarzy musiał posłużyć do przedruku, kiedy w 1944 roku w Palestynie wydawano książki w języku polskim.

   A teraz nieco historii. Początków Sekcji Wydawniczej A.P.W. należy upatrywać w komórce wydawniczej założonej latem 1940 roku przy Samodzielnej Brygadzie Strzelców Karpackich - jednostki, która brała udział w walkach w Egipcie. I to właśnie w tym kraju wydawnictwo miało swoją dłuższą siedzibę (El-Amiryia pod Aleksandrią). Kiedy Strzelcy zostali wycofani z pierwszej linii frontu, a do Palestyny wiosną 1942 roku zaczęły napływać pierwsze jednostki tworzącej się tzw. Armii Andersa, miała ona odtąd służyć w szerszym zakresie rozrastającym się Polskim Siłom Zbrojnym na Środkowym i Bliskim Wschodzie. Sekcja otrzymała nazwę Komisji Wyszkoleniowo-Wydawniczej Wojska Polskiego na Środkowym Wschodzie. Wiosną 1942 roku została przeniesiona do Beit-Jirja w Palestynie, jesienią zaś do Jerozolimy (miała własny budynek w dzielnicy Nashashibi Quarter). W styczniu 1943 roku przemianowano ją na Komisję Regulaminowo-Wydawniczą Armii Polskiej na Wschodzie, w czerwcu na Sekcję Wydawniczą Dowództwa Bazy i Etapów Armii Polskiej na Wschodzie, a od 19 września 1943 była już Sekcją Wydawniczą Armii Polskiej na Wschodzie. Wszystkie te zmiany miały związek z rozrastaniem się i reorganizacją wojska polskiego na wychodźstwie. Zasadnicza aktywność sekcji i jej struktura pozostawały jednak bez zmian. Jesienią 1943 roku z polskich jednostek wydzielono 2. Korpus Polskich Sił Zbrojnych, który w styczniu 1944 roku został przerzucony na Półwysep Apeniński. Razem z nimi do Włoch przeniesiono tzw. 2. Drużynę Drukarską. W pierwszej połowie sierpnia 1944 roku większość pozostałej w Jerozolimie Sekcji została przeniesiona do Włoch, do Bari. Każda z rozdzielonych części, włoska i palestyńska, przechodziła kolejne zmiany nazw. Część włoską 19 września nazwano Sekcją Wydawniczą, a w styczniu 1945 roku Sekcją Wydawniczą 2. Korpusu, zaś od kwietnia 1946 roku była już 476 Sekcją Wydawniczą.


   Czy tak częste zmiany nazwy i równie częste przemieszczenia wiązały się z repertuarem edytorskim omawianej placówki, z jej preferencjami w doborze tekstów? Jakie główne cele przyświecały podejmowanym przedsięwzięciom wydawniczym? Kto był najczęściej adresatem publikowanych książek? Można by sądzić, że odpowiedź jest stosunkowo prosta. Usługowa placówka edytorska publikowała masowo teksty, które były wojsku potrzebne, wręcz niezbędne. Dlatego jej repertuar zawierał różne instrukcje, regulaminy, poradniki, przewodniki i podręczniki, rysunki i szkice, plany i mapy, formularze oraz inne druki. Służyły one szkoleniu żołnierzy i oficerów, wyjaśniały zasady prowadzenia nowoczesnej wojny, zaznajamiały odbiorców ze sprzętem militarnym, często dotąd nieznanym w Polsce, opisywały czynności techniczne podejmowane w toku operacji zaczepnych lub obronnych. Informowały również o wojskach nieprzyjaciela, o stosowanej przez niego strategii i technice. Z myślą o potrzebach żołnierzy publikowano również słowniki dwujęzyczne specjalistyczne i ogólne, samouczki języków obcych, poradniki z zakresu higieny, medycyny wojskowej. Kierowano do odbiorców śpiewniki i modlitewniki oraz opracowania dotyczące wychowania fizycznego, zwłaszcza reguł różnych gier sportowych. [...]
   Wspomniane preferencje stanowią tylko część dorobku omawianej instytucji kulturalnej. Uczestniczyła ona zarazem w największej akcji oświatowej ówczesnej polskiej diaspory, w największym jej przedsięwzięciu wydawniczym, które objęło ośrodki wychodźcze w kilkudziesięciu krajach w pięciu częściach świata. (Czarnik O. S., 2014)


   W Jerozolimie działała placówka Urzędu Oświaty i Spraw Szkolnych, która później nazywała się Delegaturą Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego Rządu RP w Londynie. Delegatura pracowała nad programem edukacyjnym dla bardzo licznej grupy dzieci i młodzieży z różnych ośrodków, w których znaleźli się wychodźcy. Dotyczyło to zwłaszcza tych, którzy trafili na Bliski Wschód wraz z Armią Andersa. Dla młodych Polaków zorganizowano szkoły i przygotowywano materiały w postaci podręczników i lektur szkolnych. Przygotowaniem publikacji zajęła się Komisja Wydawnicza kierowana przez dra Łukasza Kurdybachę. Problemem był jednak ... papier - produkt podlegający w tamtych czasach na Bliskim Wschodzie reglamentacji. Jego zakup wymagał zezwolenia władz brytyjskich. I tu z pomocą przyszła jednostka wydawnicza polskiej armii. Brytyjczycy, we wrześniu 1942 roku, zgodzili się na dodatkowy, bezpłatny przydział papieru. Sekcja uzasadniała swoje pertraktacje rosnącymi potrzebami funkcjonalnymi i szkoleniowymi wojska, a także potrzebami oświatowymi szkół junackich, które mu podlegały. Przydział papieru został jednak wykorzystany również na potrzeby szkół cywilnych, a także dorosłych czytelników. W latach 1942-1946 udało się przy pomocy wojska wydać 250 tytułów w łącznym nakładzie ponad 560 tysięcy egzemplarzy. Nakład obejmował podręczniki do kształcenia ogólnego na poziomie wszystkich szkół, podręczniki specjalistyczne, a także kanon lektur szkolnych, tzw. "Szkolną Biblioteczkę na Wschodzie". Obejmowała ona 102 tytuły. Był to wybór głównie z literatury polskiej. Znalazło się w nim także kilka tytułów z literatury obcej, jednak powieści Maud nie było w tym spisie, a przynajmniej nie trafiłam na żadne źródło, które by na to wskazywało.  Zdecydowanie jednak stwierdzam, że Ani z Wyspy nie było na liście "Biblioteczki" - przemawia za tym szata graficzna. Każdy egzemplarz opatrzony był informacją, że jest to ta seria wydawnicza, podawano także kolejny numer. 


Jeden z tytułów "Szkolnej Biblioteczki na Wschodzie", 
opatrzony odpowiednim nagłówkiem, numerem w liście;
zaznaczono także współdziałanie w wydaniu dwóch instytucji: rządowej i wojskowej
(źródło: Polona)



   Władze wojskowe nie tylko wspierały działalność oświatową szkół cywilnych poprzez dostawę papieru, ale także pomagały w bieżących pracach edytorskich, drukarskich oraz w kolportażu. Ten ostatni wymagał pewnego zabiegu. Książki, które wydawano wspólnymi siłami, opatrywano adnotacją o dwóch instytucjach wydawniczych: rządowej i wojskowej. W ten sposób książki nie były obłożone cłem podczas wysyłki ich do ośrodków polskich w innych krajach, a dodatkowo obniżało to koszty transportu. W efekcie książki wysyłano bez przeszkód w ramach potrzeb, a jednocześnie były one zgłaszane władzom wojska brytyjskiego. Począwszy od 1 marca 1944 roku, Delegatura Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego musiała sama pozyskiwać od władz brytyjskich zgodę na dostęp do papieru wojskowego i opłacać zakup - jednak po obniżonych cenach. Od tego momentu książki sygnowano jednym wydawcą. 
   W świetle tych rozważań, należałoby przypuszczać, że nasza Ania z Wyspy, faktycznie została wydana na potrzeby wojska, wszakże tylko Sekcja Wydawnicza A.P.W. widnieje na okładce, a także stronie tytułowej. Nigdzie nie ma adnotacji, że druk zlecono przez Delegaturę (a poza własnym egzemplarzem powieści, przez moje ręce przeszły jeszcze dwa inne - były takie same). Swego czasu kontaktowałam się nawet z dyrektorem Biblioteki Polskiej w Londynie z pytaniem, czy w opracowaniu Łukasza Kurdybachy o wydawnictwach oświatowych, które mają w swoich zbiorach, jest jakaś wzmianka o "Ani" - niestety, nie. W piśmie "Orzeł Biały" z 19 września 1943 roku, znajduje się artykuł-wywiad z ppłk T. (Stanisław Tworzydło) na temat działalności wydawniczej Sekcji Wydawniczej Dowództwa Bazy i Etapów Armii Polskiej na Wschodzie, "Nasza akcja wydawnicza". W artykule jest mowa o wydawnictwach oświatowych i literackich - wymieniane są nazwiska z kanonu literatury polskiej. Niewyraźne zdjęcie przedstawia egzemplarze tych książek - niektóre w szacie graficznej tych z "Biblioteczki". Pada również hasło: "Książka do plecaka". I tu pojawiają się kolejne wątpliwości... może więc jednak "Ania" była dla polskich żołnierzy??






   Ostatecznie, odpowiedzi na pytania, rozwianie wątpliwości dała (prawie...) publikacja, którą znalazłam w Bibliotece Narodowej. 








W katalogu odnalazłam Anię z Wyspy - możemy więc zaliczyć ją z całą pewnością do wydawnictw oświatowych przeznaczonych na potrzeby uczniów szkół na wychodźstwie.




   Jest jednak "ale". Jak wskazuje nagłówek z nazwą wydawcy, opracowanie przygotowano pod egidą "włoskiej", a więc wojskowej części sekcji, choć lista zawiera tytuły, które były sygnowane również przez Urząd Oświaty i Spraw Szkolnych. Ponadto, jak zaznaczono we wstępie, z książek korzystali też uczniowie szkół cywilnych. Mamy więc potwierdzenie, że "Anię" wydano dla uczniów. Choć, i tu jest znowu pewne "ale", wielu spośród junaczek i junaków zapewne trafiło ostatecznie na front. Może więc faktycznie "Ania" znalazła się się w żołnierskich plecakach??
   Oto fragmenty pisma, w którym znalazł się artykuł o szkołach junackich:








   I jeszcze artykuł Zdzisława Broncela z pisma "W Drodze"; nie pojawia się tu "Ania", ale i tak rzuca on pewne światło na to, jak krążyły te wojenne książki:








   A skąd właściwie wziął się cały ten mit? Uważam, że z artykułu Pani Barbary Wachowicz "L.M. Montgomery: at home in Poland" (Canadian Children Literature, 1987, 46:1-29):



   Na ten artykuł powołuje się autorka The Gift of Wings (a także na pewną pracę dyplomową, ale nie udało mi się do niej dotrzeć, AKTUALIZACJA: w której pada stwierdzenie o żołnierzach czytających "Anię" - jest to jednak sformułowanie będące luźnym wnioskiem, nie jest poparte źródłem: "Nie jest to bardzo staranne wydanie, ale fakt, że książkę Montgomery czytali nawet polscy żołnierze, nadaje szczególnego znaczenia popularności, jaką cieszy się seria"). Również za Barbarą Wachowicz, wiele innych fachowych opracowań powiela tą "ciekawostkę". Sądzę, że to kwiecisty styl autorki artykułu spowodował pewne niezrozumienie czy przeinaczenie, inni dodali swoją ideologię, żeby nie powiedzieć: "dorobili". Osobiście, skłaniam się bardzo mocno ku wersji, że była to tylko książka, która trafiła do szkolnych bibliotek w ośrodkach polonijnych. Teoretycznie, ktoś mógł ją zabrać ze sobą na front. Jak w każdym micie, jest zapewne i w tej całej sprawie maleńkie ziarenko prawdy...










Dziękuję Bernadce za inspirującą korespondencję i motywację do badań, Michałowi za wspólne poszukiwania biblioteczne, Pani Barbarze Wachowicz za miłą pogawędkę w Książnicy Pomorskiej, Panu Grzegorzowi Pisarskiemu z Biblioteki Polskiej w Londynie za uprzejmą pomoc i poświęcony czas.


  • Biblioteka Narodowa
  • Książnica Pomorska w Szczecinie
  • CBN Polona
  • Zielonogórska Biblioteka Cyfrowa
  • Rubio M. H, The Gift of Wings, Doubleday, Canada, 2008
  • Broncel Z., Sto książek polskich dla młodzieży, dla żołnierza, dla wszystkich, W Drodze, 1944,  14(32):4-5
  • Wachowicz B., L.M. Montgomery: at home in Poland, Canadian Children Literature, 1987, 46:1-29
  • Trzciński J., Nasza akcja wydawnicza, Orzeł Biały, 1943, 37(76):3
  • Czarnik O. S., Polska książka oświatowa na Środkowym i Bliskim Wschodzie: wytwórczość i rozpowszechnianie, Rocznik Towarzystwa Naukowego Warszawskiego, 2010, 73:15-32
  • Czarnik O. S., W drodze do utraconej Itaki: prasa, książki i czytelnictwo na szlaku Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich (1940-1942) oraz Armii Polskiej na Wschodzie i 2. Korpusu (1941-1946), Biblioteka Narodowa, Warszawa, 2012
  • Czarnik O. S., Z działalności wydawniczej Armii Polskiej na Wschodzie oraz 2. Korpusu Polskiego we Włoszech (1940-1946), Przegląd Polsko-Polonijny, 2014, 7-8:15-26
  • Pniewski T., Z książką w plecaku i z bronią w ręku, w Polskim Szlakiem, cz. III Dojdziemy, przedruk z tyg. Parada, oprac. Janina Pilatowa, Sekcja Wydawnicza A.P.W.
  • Oktawiec J., Bibliografia Wydawnictw Szkolnych w Palestynie i we Włoszech 8.V.1942 - 7.V.1946, Bari, 1946
  • K. Sobkowska, The reception of the „Anne of Green Gables” series by Lucy Maud Montgomery in Poland, Instytut Filologii Angielskiej, Uniwersytet Łódzki 1983, s. 26. Materiał został, dzięki pomocy Bernadety Milewski, uprzejmie udostępniony przez Pana Simona Lloyda z L. M. Montgomery Institute, University of Prince Edward Island, Charlottetown.

 I jeszcze na koniec - pozostałe dwa egzemplarze wojennej Ani z Wyspy, jakie miałam okazję mieć krótko u siebie:

 Ten egzemplarz trafił do zbiorów L. M. Montgomery Institute
na University of Prince Edward Island w Charlottetown.


Ten po lewej to mój; ten po prawej trafił do jednej z miłośniczek prozy Maud.


poniedziałek, 7 maja 2018

Nasza szczecińska "Ania"

   Dokładnie dwadzieścia osiem lat temu, 6 maja 1990 roku, w prezencie komunijnym dostałam swoją pierwszą "Anię z Zielonego Wzgórza". Dzisiaj egzemplarzy pierwszej powieści Maud mam czterdzieści pięć, pozostałych tytułów - oj, baaardzo dużo. Moja siostrzenica, czteroletnia, zapytała mnie dzisiaj, gdzie położę kolejne "Anie", kiedy już zabraknie miejsca na regale. Kiedy odpowiedziałam jej, że kupię wtedy nowy regał, uśmiechnęła się do mnie z szelmowskim porozumieniem. Ona i jej starsza nieco siostra czekały niecierpliwie na dzisiejszy spektakl w Teatrze Współczesnym. Tak samo jak ja i... dziewięć innych osób. Dla mnie data przedstawienia była szczególna - dwadzieścia osiem lat mojej pasji zatoczyło koło....
   Dużą, dwunastoosobową ekipą (a właściwie to większą, bo dołączyły do nas również kolejne osoby) zajęliśmy niemal cały rząd na widowni. Po tych dwudziestu ośmiu latach na nowo z zachwytem śledziłam losy Ani Shirley...
   Najpierw mocno należy podkreślić fakt, że jest to nowa adaptacja powieści. Wiele wystawień teatralnych ostatnich lat to interpretacje adaptacji Andrzeja Konica czy Macieja Wojtyszki - nowa adaptacja szczecińskiego teatru bardzo wzbogaca, moim zdaniem, odbiór twórczości Maud w naszym kraju. To istotne.
   Spektakl Teatru Współczesnego nie jest infantylny - sądzę, że bardzo poważnie potraktowano powieść, dostrzegając uniwersalne prawdy i mądrość życiową, które Maud w niej zawarła. Nie zrobiono z "Ani" kolorowej, łagodnej bajeczki dla gromady dzieci. A tym samym uszanowano inteligencję widzów - właśnie tych najmłodszych, ale także tych średnio młodych i całkiem starszych, płci obojga. Ponadto, plakat zapowiadający spektakl mocno nawiązywał do "Ani z Zielonego Wzgórza" jako lektury - ach te liniowane zeszyty do polskiego... :), jednak absolutnie nie jest to przedstawienie, które należy zobaczyć, by dopełnić kanon książek do przeczytania - jest ono po to, by odkryć książkę na nowo.
   Scenografia nie jest krzykliwie kolorowa - widzimy wnętrze Green Gables: kuchnię z kominkiem i kredensem, kręte schody prowadzące na facjatkę z pokoikiem Ani, drzwi wejściowe i kratowane okna - wszystko w łagodnym kolorze drewna. Pojawia się też bryczka, którą Mateusz przyjeżdża po Anię i łódka, w której Ania-Elaine prawie się zatapia oraz bujany fotel pani Linde. Taką scenografię odebrałam bardzo pozytywnie - scena była pełna, ale nie przeładowana.
   Sceny, które najbardziej przypadły mi do serca? Skoro muszę wybrać, to dwie: droga na Zielone Wzgórze z Mateuszem i... pogrzeb Mateusza. Najpierw o tej pierwszej - tak jak w powieści, poznajemy w niej Anię-marzycielkę, Anię-gadułę, Anię-sierotę przepełnioną radością i nadzieją. Reakcja na widowni? Szczery śmiech. W tej scenie w powieści wyraźnie zarysowuje się specyficzny humor i błyskotliwość słowa Pisarki. W scenie na deskach teatru - idealnie je odzwierciedlono. Nie tylko z resztą w niej. "Ania z Zielonego Wzgórza" to powieść pełna humoru i zwyczajnej radości - wiele razy widzowie uśmiechali się i śmieli. Ciekawostką było też wprowadzenie pewnego momentu bezpośredniej relacji aktora z widzem: Ania zwróciła się wprost do nas, prosząc o niespodziankę dla Diany: chóralne okrzyki. Udało się! Tak jak książkowa Ania, tak i teatralna Ania potrafiła zjednać sobie otoczenie. Pokazano również Anię-psotnicę i jej relacje z rówieśnikami. Wybryki na scenie też przyprawiały o śmiech.
   A teraz o tej drugiej scenie, którą wybrałam. W zasadzie to spektakl już rozpoczął się od śmierci Mateusza (ujmująco pokazanej, kiedy odchodzący Mateusz cofa się i przechodzi przez drzwi Green Gables, a najbliżsi zamierają w bezruchu). I tu powrócę do tego, co wcześniej napisałam o poszanowaniu inteligencji widza, zwłaszcza tego najmłodszego. Poza humorem, uczuciami przyjaźni, radości i codziennego szczęścia, "Ania z Zielonego Wzgórza" niesie w sobie ładunek również innych emocji: samotności, smutku i żałoby. Twórcy spektaklu udźwignęli ten ładunek, bo nie przemilczeli rozdziału "Żniwiarz, którego imię jest śmierć". To ważne, bo istnieją wystawienia, które pomijają wątek śmierci Mateusza, zapewne mając na względzie wrażliwość dzieci. Sądzę jednak, że to błędne założenie, które spłyca historię o Ani.  To właśnie odejście ukochanej osoby stawia Anię na progu dorosłości, z podlotka czyni ją młodą kobietą, która podejmuje decyzje i obowiązki na miarę osoby dorosłej. Pominięcie tych wątków byłoby nieuczciwe wobec młodych widzów - ludzi, którym przyjdzie oswoić się również z takim smutnym obliczem życia, jakim jest śmierć. A dzisiejsi młodzi widzowie? Sądzę, że pojęli wymowę sceny, w której Mateusz odchodzi, wcześniej dowiedzieli się już o  jego kłopotach ze zdrowiem. Twórcy poszli o krok dalej i pokazali pogrzeb Mateusza - i to była jedna z najbardziej przejmujących scen: powolny ruch aktorów, świece i trumna, ale wszystko w głębi sceny, w cieniu domu, a z emocjami Ani i Maryli na pierwszym tle. Czy ci młodzi widzowie pojęli ciężar emocjonalny? Raczej tak - moja siostrzenica zapytała najpierw: "On umarł?", a potem: "Gdzie oni tak idą?", "I oni tak wszyscy dla tego Mateusza przyszli?". Wyrazy uznania ode mnie dla twórców "Ani"... 
   Całość zamyka wątek kończący powieść, kiedy Ania decyduje się pozostać na Zielonym Wzgórzu i w końcu dochodzi do porozumienia z Gilbertem puszczając w zapomnienie swój dawny gniew. Razem schodzą ze sceny... trzymając się za ręce, co sugeruje ich dalsze losy. I tu ciekawostka: kiedy dzień wcześniej moje siostrzenice poprosiły mnie, żebym opowiedziała im coś jeszcze o Ani (a trochę już znały jej książkowe dzieje, każda ma też swoją Anię-lalkę), wróciłam do historii z tabliczką, uporem Ani i późniejszej zgodzie. Ta młodsza skwitowała: "No i później się w nim zakochała, plawda?" - wyobraźcie sobie jej minę na koniec spektaklu, kiedy jej przypuszczenia okazały się słuszne :).
   A teraz kilka słów o samej Ani - jej postać jest całkowicie naturalna - nie zobaczycie tu krzyczącej sztucznością peruki nienaturalnie rudych włosów. Przekonująca w emocjach - w smutku, w radości i głupich figlach. Widać jej przemianę: od postrzelonej Ani w prostej sukience i z warkoczykami do Ani-absolwentki seminarium w długiej spódnicy i wysoko upiętych włosach - dojrzałej i zdecydowanej. I ta przemiana jest wiarygodna.
   Czy warto wybrać się na szczecińską "Anię"? Zdecydowanie tak, i nie mówię tego z bezkrytycznego hołdu dla twórczości Maud. Może zapytacie: a gdzie odrobina krytyki? Coś tam znalazłam, oczywiście - choćby to, że "moja" Maryla nie krzyczy tak bardzo (miało to miejsce w początkowych scenach, ale doszliśmy do wniosku, że chciano podkreślić tym jej surowość) albo dość osobliwie przedstawioną postać pani Blewett. Są to jednak drobiazgi i czepianie się :)
   Teatr zapowiada już "Anię" w następnym sezonie, więc nie przepuśćcie okazji!




P.S. Proszę o wyrozumiałość tych czterech panów, którzy siedzieli rząd przede mną - jeśli słyszeli wymianę komentarzy pomiędzy mną a moją siostrzenicą-czterolatką ;).









I jeszcze coś z "aniowych" twórczości moich siostrzenic:


 Anie w Alei Zakochanych


A to już kawałek naszego rzędu na widowni :)


piątek, 4 maja 2018

środa, 2 maja 2018

Powojenne słuchowisko

   Pisałam kiedyś o adaptacjach radiowych powieści Maud - tych przedwojennych, a także tych z lat 70-tych, 80-tych i 90-tych. Niedawno natknęłam się na wzmiankę o jeszcze innym słuchowisku... Na antenie Polskiego Radia, 16 listopada 1946 roku, wyemitowano "Anię z Zielonego Wzgórza".




   Nic więcej nie zdołałam na razie znaleźć o tej adaptacji. Wygląda na to, że było to jednoczęściowe słuchowisko. Być może kiedyś uda się zdobyć jakieś informacje o nim...



  • Robotnik; CBN Polona