poniedziałek, 4 czerwca 2018

Gorzowska "Ania"

   W minioną sobotę miałam okazję zobaczyć kolejne wystawienie "Ani z Zielonego Wzgórza". Tym razem w Gorzowie Wielkopolskim, w Tatrze im. J. Osterwy. Spektakl był oparty na adaptacji wg Henryki Królikowskiej-Wojtyszki i Macieja Wojtyszki. Jest to bardzo popularna adaptacja wykonywana w konwencji musicalu i wykorzystywana w wielu teatrach. Autorem muzyki do niej jest Zbigniew Karnowski. 
   Gorzowska "Ania" zachwyciła publiczność, której większą część stanowili oczywiście młodzi widzowie. Jednak tych starszych było również całe mnóstwo. Wiele grup, tak jak moja, była wyłącznie dorosła. I zwłaszcza w oczach tych własnie widzów widać było oczekiwanie, pewien rodzaj rozrzewnienia i uśmiech, jaki się pojawia po spotkaniu dawno niewidzianej bratniej duszy.
   Spektakl był bardzo barwny, dynamiczny i taki... "aniowy" - pełen paplaniny głównej bohaterki, jej marzeń, zachwytów i górnolotnych monologów - scenariusz czerpie garściami wprost z tekstu powieści. Pojawia się scena z panią Linde i panią Blewett, klęciem, tabliczką na głowie Gilberta, "sokiem malinowym", sukienką z bufiastymi rękawami i wątkiem śmierci Mateusza. Spektakl wykorzystuje raczej pierwszą część powieści, by bardzo lakonicznie przejść przez okres przygotowań Ani do nauki w seminarium i późniejszej nauki poza Avonlea. Adaptacja mocno skupia się na pokazaniu tego, jak buduje się więź Ani z mieszkańcami Zielonego Wzgórza, jak zarówno Ania jak i Maryla z Mateuszem wzajemnie stają się dla siebie oparciem - kwestii niezwykle istotnej w powieści. Ania wszakże znajduje w Green Gables dom, do którego wraca, a sama staje się dla jego mieszkańców swoistym dopełnieniem życia. Sądzę, że aktorzy bardzo wiarygodnie pokazali historię Ani pod tym względem. Od Mateusza bije ufność i ciepło dla Ani odkąd tylko wyjeżdżają spod stacji, od Maryli - zasadniczość, opanowanie i oschłość, które z czasem zostają pomniejszone przez przywiązanie i dumę. I od samej Ani - marzycielskość, gadulstwo, upór i rozpacz sięgająca otchłani. Wreszcie - dojrzałość nie tylko w postanowieniu pozostania przy Maryli, ale także w przyznaniu się do błahości własnego uporu i niechęci wobec Gilberta. Ta przemiana z rozgadanej, wychudłej Ani w Anię o dojrzałości dorosłej osoby subtelnie podkreśla... zmiana koloru jej włosów z rudej na kasztanowe :)
   Inne role? Cudowna pani Małgorzata Linde - w śnieżnobiałym fartuchu nałożonym na sukienkę, zawsze gotowa być szczerą i pomocną w radach, Diana całym sercem oddana przyjaciółce, Gilbert z młodzieńczym zapatrzeniem w Anię...
   Spektakl promieniuje dobrymi emocjami, poruszającym wykonaniem piosenek, wywołuje uśmiech nie tylko na twarzy. Musicalową dynamiczność podkreśla zmieniająca się wciąż scenografia: weranda Green Gables z oknem pokoiku Ani, przedmioty towarzyszące codziennej krzątaninie Maryli i Mateusza czy szkoła, w której uczniowie biedzą się nad ortografią.

  Pozwolę sobie jeszcze, z tekstu programu teatralnego, przytoczyć na koniec słowa reżysera spektaklu, Andrzeja Ozgi:


[...] samotności, odrzuceniu i poszukiwaniu bliskości oraz odnajdowaniu się w grupie towarzyszą emocje, które kształtują nasze postawy. Zaś przyjęte w tej mierze strategie, ich sukcesy bądź porażki determinują to, jakim będziemy społeczeństwem. Dlatego tytułowa Ania z Zielonego Wzgórza warta jest tego, by jej historię poznawało kolejne, piąte już pokolenie czytelników i widzów.


   Twórcy gorzowskiego teatru sprawili, że młodzi widzowie zapewne odnaleźli w bohaterce Maud własne odbicia, a ci starsi własne wspomnienia... Owe kolejne pokolenia ponownie pochłonął świat, choć wykreowany przez wyobraźnię Maud, to jednak tak bardzo bliski naszej rzeczywistości. 













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz