poniedziałek, 11 marca 2019

Topole kontra Wierzby - cz. 1

   Czwarta (fabularnie) część cyklu o Ani Shirley w miała ciekawe losy wydawnicze. Oryginalny, pełny manuskrypt Maud, Anne of Windy Willows, ukazał się w Wielkiej Brytanii, zaś wydanie amerykańskie zostało, pod naciskiem wydawcy, skrócone o pewne fragmenty oraz nadano mu nowy tytuł: Anne of Windy Poplars. Usunięte części dotyczą rozdziału 5. w części pierwszej, 10., 11. i 14. w części trzeciej.
   W języku polskim pojawiły się tłumaczenia z obydwu wersji. Kilka razy zdarzyło mi się rozmawiać z innymi czytelnikami o polskich przekładach tej powieści i ostatnio obiecałam, że przygotuję wpis o różnicach translatorskich w kluczowych fragmentach rozróżniających obydwie wersje powieści. 
   Pierwsze tłumaczenie, w 1939 roku, było przekładem Marii Rafałowicz-Radwanowej z Anne of Windy Poplars. Również tą wersję przetłumaczyła na nowo w 1977 roku Aleksandra Kowalak-Bojarczuk. Kolejne przekłady pojawiły się od połowy lat 90.: Rafała Dawidowicza, Anny Dorożalskiej i Agnieszki Kościelniak, Jolanty Bartosik, Ireneusza Sochy, Agnieszki Kuc, Grażyny Łozińskiej-Małkiewicz i Katarzyny Małkiewicz oraz Grażyny Szaraniec (w tym przypadku pojawia się określenie "opracowania literackiego").
   Ponieważ całego materiału porównawczego jest całkiem sporo, postanowiłam podzielić go na kilka postów. 
   Zacznijmy od pierwszego fragmentu z rozdziału piątego ("Rok pierwszy") - Ania wybiera się na spacer na pobliski stary cmentarz i spotyka tam pannę Valentine Courtaloe...



ANNE OF WINDY POPLARS

‘Donʼt tell me any family has ever had as many as ours’, said Miss Valentine jealously. ‘Weʼre very consumptive. Most of us died of a cough. This is my Aunt Bessieʼs grave. She was a saint if there ever was one’.


Maria Rafałowicz-Radwanowa
– Nie powie mi pani, że w którejkolwiek rodzinie tyle było zgonów, co w naszej – odrzekła panna Walentyna, nieco urażona – Mamy skłonność do suchot. Większość moich krewnych umarła ze skutków kaszlu. Oto jest grób mojej ciotki Bessie. Jeżeli istnieją dziś jeszcze święci na ziemi, to ona do nich należała.


Aleksandra Kowalak-Bojarczuk
– Ależ proszę nie mówić, że w każdej rodzinie było tyle pogrzebów co w naszej – rzekła panna Walentyna z urazą w głosie. – Jesteśmy niezwykle skłonni do zapadania na suchoty. Większość z nas zmarła na tą chorobę. Oto grób mojej ciotki Elizy. Jeśli w ogóle bywali święci, należała do nich na pewno.


Anna Dorożalska, Agnieszka Kościelniak
– Niech mi panie nie mówi, że w każdej rodzinie było aż tyle – odpowiedziała panna Walentyna wyniośle. – Mamy skłonności rodzinne. Większość z nas umiera na suchoty. To grób mojej ciotki Elizy. Jeśli w ogóle są święci, to ona z pewnością była jedną z nich.


Agnieszka Kuc
– Ależ skąd. Żadna rodzina nam pod tym względem nie dorówna – odrzekła panna Walentyna z nutką wyższości w głosie. – Mieliśmy bowiem sporo przypadków gruźlicy. Większość z nas umarła na suchoty. Oto grób mojej ciotki Bessie. Jeśli trafiają się święci, to ona była jedną z nich.


Ewa Łozińska-Małkiewicz, Katarzyna Małkiewicz
– Proszę nie sugerować, że jakakolwiek rodzina miała tyle pogrzebów co nasza – odparła panna Walentyna zawistnie. – Często zapadamy na suchoty. Większość z moich przodków zmarła z tego powodu. Oto grób mojej cioci Bessie. Była to prawdziwa święta.


Grażyna Szaraniec (opracowała literacko)
– Co też pani opowiada!- obruszyła się panna Walentyna, najwyraźniej dotknięta spospolitowaniem swojej rodziny. – Jeśli chodzi o pogrzeby, to nasza rodzina była naprawdę wyjątkowa! Swoje żniwo zbierała wśród nas… - zawiesiła dramatycznie głos – gruźlica. Tak, panno Shirley, większość Courtloe’ów umarła na gruźlicę! Proszę spojrzeć: to grób Elizy Courtloe, mojej ciotki. Święta z niej była kobieta.



ANNE OF WINDY WILLOWS

‘Donʼt tell me any family has ever had as many as ours,ʼ said Miss Valentine jealously. ʻWeʼre very consumptive. Most of us died of a cough. This is Aunt Coraʼs grave. She was a great beauty. A minister we had in Summerside then told her that just to see her made a poem of his day. That was a pretty speech, wasnʼt it? Though I never felt it was just the thing for a minister to say. Aunt Cora married a Yankee and lived all her life in Boston, but when she came back to the Island for a visit and saw this old graveyard she turned and said to her husband, “You can bury me here, Thomas.” So he did – not immediately, of course, but three years later, when she died … This is my Aunt Bessieʼs grave. She was a saint if there ever was one.


Rafał Dawidowicz
– Proszę mi nie mówić, że tyle co gdzie indziej – odparła panna Walentyna urażona. – Mamy skłonności do chorowania. Większość z nas zmarła na suchoty. To grób cioci Cory. Za życia była bardzo ładna. Podczas pogrzebu pastor z Summerside powiedział, że na jej widok wiersze układały się same. Ładnie to ujął, prawda? Ale uważam, że kaznodzieja nie powinien mówić takich rzeczy. Ciocia Cora poślubiła Jankesa i przez całe mieszkała w Bostonie. Ale gdy przyjechała w odwiedziny na Wyspę i zobaczyła stary cmentarz, powiedziała do męża: „Chciałabym, żebyś mnie tutaj pochował, Tomaszu”. Tak też zrobił. Oczywiście nie natychmiast, lecz trzy lata później, kiedy umarła… A to grób mojej cioci Bessie. Jeśli istnieją święci ludzie, to bez wątpienia do nich należała.


Ireneusz Socha
– Ależ, co pani mówi. W żadnej rodzinie nie było aż tyle – broniła się panna Walentyna. – Courtaloe’owie niezwykle łatwo zapadają na choroby płuc. Większość umiera na suchoty. Oto grób cioci Kory. Była kobietą wielkiej urody. Ówczesny proboszcz parafii Summerside zwykł mawiać, że widzieć ją, to obcować z poezją najwyższej próby. Ładnie powiedziane, nieprawdaż? Tyle tylko, że nie jestem pewna, czy proboszczowi przystoi mówić takie rzeczy. Ciocia Kora poślubiła Jankesa i mieszkała w Bostonie, aż do śmierci, lecz kiedy pewnego razu przyjechała z wizytą na Wyspę i zobaczyła ten stary cmentarz, to powiedziała do męża: „Tomaszu, chcę tu być pochowana”. Co też uczynił – nie natychmiast, ma się rozumieć – lecz trzy lata później, po jej śmierci… A to grób cioci Elizy. Jeżeli istniała jakaś święta, to była nią właśnie ciocia Eliza.


Jolanta Bartosik
– Niech mi pani nie mówi; w żadnej rodzinie nie było ich tyle, co w naszej – odparła zawistnie panna Walentyna. – My jesteśmy suchotnikami. Większość z nas umiera na kaszel. To jest grób cioci Kory. Była piękna. Pastor, którego mieliśmy wtedy w Summerside, powiedział jej, ze każde spotkanie z nią zamienia zwykły dzień w poemat. Bardzo ładnie powiedziane, prawda? Chociaż zawsze uważałam, że pastorowi takie słowa nie przystoją. Ciocia Kora wyszła za Jankesa i przez całe życie mieszkała w Bostonie, jednak kiedy przyjechała na wyspę z wizytą i zobaczyła stary cmentarz, powiedziała do swojego męża: „Tomaszu, możesz mnie tutaj pochować”. I tak zrobił; oczywiście nie od razu, dopiero trzy lata później, kiedy umarła… A to grób mojej cioci Bessie. To była święta kobieta.



3 komentarze:

  1. O, pięknie, pięknie! Na pewno Wierzby wygrywają ze względu na dodatkowe fragmenty. Poczekam na dalsze posty z oceną tłumaczeń. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Wierzby" oddają pierwotny zamysł pisarki.
    Akurat w tym fragmencie chyba pani Bartosik najbardziej zbliżyła się do tekstu autorki, choć ja osobiście wolę pozostawianie imion w oryginale...

    OdpowiedzUsuń