Czwarta (fabularnie) część cyklu o Ani Shirley w miała ciekawe losy wydawnicze. Oryginalny, pełny manuskrypt Maud, Anne of Windy Willows, ukazał się w Wielkiej Brytanii, zaś wydanie amerykańskie zostało, pod naciskiem wydawcy, skrócone o pewne fragmenty oraz nadano mu nowy tytuł: Anne of Windy Poplars. Usunięte części dotyczą rozdziału 5. w części pierwszej, 10., 11. i 14. w części trzeciej.
W języku polskim pojawiły się tłumaczenia z obydwu wersji. Kilka razy zdarzyło mi się rozmawiać z innymi czytelnikami o polskich przekładach tej powieści i ostatnio obiecałam, że przygotuję wpis o różnicach translatorskich w kluczowych fragmentach rozróżniających obydwie wersje powieści.
Pierwsze tłumaczenie, w 1939 roku, było przekładem Marii Rafałowicz-Radwanowej z Anne of Windy Poplars. Również tą wersję przetłumaczyła na nowo w 1977 roku Aleksandra Kowalak-Bojarczuk. Kolejne przekłady pojawiły się od połowy lat 90.: Rafała Dawidowicza, Anny Dorożalskiej i Agnieszki Kościelniak, Jolanty Bartosik, Ireneusza Sochy, Agnieszki Kuc, Grażyny Łozińskiej-Małkiewicz i Katarzyny Małkiewicz oraz Grażyny Szaraniec (w tym przypadku pojawia się określenie "opracowania literackiego").
Ponieważ całego materiału porównawczego jest całkiem sporo, postanowiłam podzielić go na kilka postów.
Zacznijmy od pierwszego fragmentu z rozdziału piątego ("Rok pierwszy") - Ania wybiera się na spacer na pobliski stary cmentarz i spotyka tam pannę Valentine Courtaloe...
ANNE OF WINDY POPLARS
‘Donʼt tell me any family has ever
had as many as ours’, said Miss Valentine jealously. ‘Weʼre very consumptive.
Most of us died of a cough. This is my Aunt Bessieʼs grave. She was a saint if
there ever was one’.
Maria
Rafałowicz-Radwanowa
–
Nie powie mi pani, że w którejkolwiek rodzinie tyle było zgonów, co w naszej –
odrzekła panna Walentyna, nieco urażona – Mamy skłonność do suchot. Większość
moich krewnych umarła ze skutków kaszlu. Oto jest grób mojej ciotki Bessie. Jeżeli
istnieją dziś jeszcze święci na ziemi, to ona do nich należała.
Aleksandra Kowalak-Bojarczuk
–
Ależ proszę nie mówić, że w każdej rodzinie było tyle pogrzebów co w naszej –
rzekła panna Walentyna z urazą w głosie. – Jesteśmy niezwykle skłonni do
zapadania na suchoty. Większość z nas zmarła na tą chorobę. Oto grób mojej ciotki
Elizy. Jeśli w ogóle bywali święci, należała do nich na pewno.
Anna
Dorożalska, Agnieszka Kościelniak
–
Niech mi panie nie mówi, że w każdej rodzinie było aż tyle – odpowiedziała panna
Walentyna wyniośle. – Mamy skłonności rodzinne. Większość z nas umiera na
suchoty. To grób mojej ciotki Elizy. Jeśli w ogóle są święci, to ona z pewnością
była jedną z nich.
Agnieszka
Kuc
–
Ależ skąd. Żadna rodzina nam pod tym względem nie dorówna – odrzekła panna
Walentyna z nutką wyższości w głosie. – Mieliśmy bowiem sporo przypadków
gruźlicy. Większość z nas umarła na suchoty. Oto grób mojej ciotki Bessie.
Jeśli trafiają się święci, to ona była jedną z nich.
Ewa
Łozińska-Małkiewicz, Katarzyna Małkiewicz
–
Proszę nie sugerować, że jakakolwiek rodzina miała tyle pogrzebów co nasza –
odparła panna Walentyna zawistnie. – Często zapadamy na suchoty. Większość z
moich przodków zmarła z tego powodu. Oto grób mojej cioci Bessie. Była to prawdziwa
święta.
Grażyna
Szaraniec (opracowała literacko)
–
Co też pani opowiada!- obruszyła się panna Walentyna, najwyraźniej dotknięta
spospolitowaniem swojej rodziny. – Jeśli chodzi o pogrzeby, to nasza rodzina
była naprawdę wyjątkowa! Swoje żniwo zbierała wśród nas… - zawiesiła
dramatycznie głos – gruźlica. Tak, panno Shirley, większość Courtloe’ów umarła
na gruźlicę! Proszę spojrzeć: to grób Elizy Courtloe, mojej ciotki. Święta z niej
była kobieta.
‘Donʼt tell me any family has ever
had as many as ours,ʼ said Miss Valentine jealously. ʻWeʼre very consumptive.
Most of us died of a cough. This is Aunt Coraʼs grave. She was a great
beauty. A minister we had in Summerside then told her that just to see her made
a poem of his day. That was a pretty speech, wasnʼt it? Though I never felt it
was just the thing for a minister to say. Aunt Cora married a Yankee and lived
all her life in Boston, but when she came back to the Island for a visit and
saw this old graveyard she turned and said to her husband, “You can bury me
here, Thomas.” So he did – not immediately, of course, but three years later,
when she died … This is my Aunt Bessieʼs grave. She was a saint if there
ever was one.
Rafał
Dawidowicz
–
Proszę mi nie mówić, że tyle co gdzie indziej – odparła panna Walentyna
urażona. – Mamy skłonności do chorowania. Większość z nas zmarła na suchoty. To
grób cioci Cory. Za życia była bardzo ładna. Podczas pogrzebu pastor z
Summerside powiedział, że na jej widok wiersze układały się same. Ładnie to
ujął, prawda? Ale uważam, że kaznodzieja nie powinien mówić takich rzeczy. Ciocia
Cora poślubiła Jankesa i przez całe mieszkała w Bostonie. Ale gdy przyjechała w
odwiedziny na Wyspę i zobaczyła stary cmentarz, powiedziała do męża: „Chciałabym,
żebyś mnie tutaj pochował, Tomaszu”. Tak też zrobił. Oczywiście nie
natychmiast, lecz trzy lata później, kiedy umarła… A to grób mojej cioci Bessie.
Jeśli istnieją święci ludzie, to bez wątpienia do nich należała.
Ireneusz
Socha
–
Ależ, co pani mówi. W żadnej rodzinie
nie było aż tyle – broniła się panna Walentyna. – Courtaloe’owie niezwykle łatwo zapadają na choroby płuc.
Większość umiera na suchoty. Oto grób cioci Kory. Była kobietą wielkiej
urody. Ówczesny proboszcz parafii Summerside zwykł mawiać, że widzieć ją, to
obcować z poezją najwyższej próby. Ładnie powiedziane, nieprawdaż? Tyle tylko,
że nie jestem pewna, czy proboszczowi przystoi mówić takie rzeczy. Ciocia Kora poślubiła
Jankesa i mieszkała w Bostonie, aż do śmierci, lecz kiedy pewnego razu
przyjechała z wizytą na Wyspę i zobaczyła ten stary cmentarz, to powiedziała do
męża: „Tomaszu, chcę tu być pochowana”. Co też uczynił – nie natychmiast, ma
się rozumieć – lecz trzy lata później, po jej śmierci… A to grób cioci
Elizy. Jeżeli istniała jakaś święta, to była nią właśnie ciocia Eliza.
Jolanta
Bartosik
–
Niech mi pani nie mówi; w żadnej rodzinie nie było ich tyle, co w naszej –
odparła zawistnie panna Walentyna. – My jesteśmy suchotnikami. Większość z nas
umiera na kaszel. To jest grób cioci Kory. Była piękna. Pastor, którego
mieliśmy wtedy w Summerside, powiedział jej, ze każde spotkanie z nią zamienia
zwykły dzień w poemat. Bardzo ładnie powiedziane, prawda? Chociaż zawsze
uważałam, że pastorowi takie słowa nie przystoją. Ciocia Kora wyszła za Jankesa
i przez całe życie mieszkała w Bostonie, jednak kiedy przyjechała na wyspę z
wizytą i zobaczyła stary cmentarz, powiedziała do swojego męża: „Tomaszu,
możesz mnie tutaj pochować”. I tak zrobił; oczywiście nie od razu, dopiero trzy
lata później, kiedy umarła… A to grób mojej cioci Bessie. To była święta
kobieta.
Czyli wygrywają Wierzby:)
OdpowiedzUsuńO, pięknie, pięknie! Na pewno Wierzby wygrywają ze względu na dodatkowe fragmenty. Poczekam na dalsze posty z oceną tłumaczeń. :)
OdpowiedzUsuń"Wierzby" oddają pierwotny zamysł pisarki.
OdpowiedzUsuńAkurat w tym fragmencie chyba pani Bartosik najbardziej zbliżyła się do tekstu autorki, choć ja osobiście wolę pozostawianie imion w oryginale...