Teatr Telewizji swój pierwszy spektakl wystawił w 1953 roku; pięć lat później rozpoczęto realizację przedstawień skierowanych do młodych widzów. Jednym z bloków teatralnych, emitowanym przez dwa lata, był Młodzieżowy Teatr Telewizji. Pierwszym spektaklem przygotowanym w jego ramach była adaptacja "Ani z Zielonego Wzgórza" (z 15 maja 1958 roku). W magazynie filmowym "Ekran" z tamtego okresu (nr 27/1958) ukazała się jej recenzja napisana przez Panią Barbarę Wachowicz, zatytułowana: "Powrót ANI".
Ta chuda, rudowłosa, o poważnych, szarych oczach dziewczynka z Avonlea
była ukochaną postacią dzieciństwa tysięcy dziewcząt. Od czasu, gdy po raz pierwszy
opowieść o losach Ani z Zielonego Wzgórza dotarła do ich rąk, upłynęło wiele
lat, piękno dziewczęcych marzeń zatarła wojna, zmieniły się młode czytelniczki
powieści Lucy Maud Montgomery... Ale Ania pozostała zawsze tą samą urzekającą
liryzmem i wdziękiem istotką, która chciała „mieszkać na gwieździe i tańczyć z
kwiatami na łące". Przez trzeźwe dziesięciolecie 1946-1956 marzycielska
dziewczynka z Zielonego Wzgórza nie miała prawa wstępu na półki księgarskie. O
to, by wróciła dziś do nas nie tylko w okładkach książki, zatroszczył się
Młodzieżowy Teatr Warszawskiej Telewizji.
Andrzej Konic adaptując powieść Montgomery na widowisko telewizyjne
ograniczył fabułę do kilku najbardziej charakterystycznych momentów akcji,
wyeliminował przeżycia szkolne Ani i (czego mu na pewno nigdy nie darują
wszystkie podlotki) usunął postać czarnookiego Gilberta. Ze względów techniczno-oszczędnościowych
zabrakło także w audycji Zwierciadła Elfów, Jeziora Lśniących Wód i Białej
Drogi Rozkoszy, a z pachnących miodem pól koniczyny, pierzastych paproci i
śnieżnych wiśni Avonlea – pozostały tylko sztuczne kwiaty jabłoni zaglądające
nieśmiało na Zielonym Wzgórzu, do kuchni w której reżyser zamknął cały
spektakl.
To, że jesteśmy nim jednak zachwyceni, że odnaleźliśmy w audycji obraz
małej marzycielki z wyspy księcia Edwarda, jest przede wszystkim zasługą
uroczej telewizyjnej Ani – DANUTY PRZESMYCKIEJ.
Danuta Przesmycka (absolwentka PWSA Zelwerowicza) nagrodzona w bieżącym
roku nagrodą artystyczną za całokształt twórczości aktorskiej dla dzieci i nagrodą
telewizyjną za rolę Ani, występuje obecnie na scenie warszawskich Rozmaitości w
tytułowych rolach Księcia i żebraka.
W Ani z Zielonego Wzgórza stworzyła
jedną z najpiękniejszych kreacji dziewczęcych, jakie mogliśmy oglądać w
ostatnich latach. Rola Ani nie należała na pewno do najłatwiejszych. Poza
opanowaniem olbrzymiego tekstu nastręczała nielada trudności interpretacyjne.
Każdy z nas „widzi" jakoś Anię Shirley. Zadaniem artystki było więc
stworzyć taką postać, byśmy mogli powiedzieć: To nie jest „moja" Ania –
ale właśnie taka mogłaby być. Ania
Danuty Przesmyckiej na pewno mogłaby być.
Złożona psychika wrażliwego, subtelnego dziecka, marzycielskiego i jednocześnie
wybuchowego, pełnego liryzmu i... popędliwości została oddana z prawdziwą
maestrią. Przyszły tu aktorce z pomocą znakomite warunki zewnętrzne –
dźwięczny. dziecięcy timbre głosu, drobna pełna dziewczęcego wdzięku twarz.
— Miałam nieco inną „wizję"
Ani — opowiada o pracy nad tą rolą Danuta Przesmycka — niż reżyser Bogdan Radkowski, który uważał, że Ania powinna stale
„grać" — nie tylko „przeprosiny" pani Linde ale wszystkie swoje
radości i smutki. Wyczuwałam intuicyjnie, że przy takiej interpretacji postać
Ani nigdy nie stałaby się widzowi bliska i postarałam się o przeprowadzenie
swojej koncepcji. Największą trudność sprawiały mi sceny „wybuchów" Ani,
najlepiej czułam się w momentach lirycznych. Za jeden z trudniejszych
fragmentów audycji uważam „wyznanie" Ani o rzekomym zagubieniu przez nią
drogocennej broszki. Ania po raz pierwszy w życiu (zmuszona do tego) kłamie.
Starałam się timbrem głosu i mimiką oddać przykrość, jaką sprawia dziewczynce
to pierwsze kłamstwo. (Kilkunastoletni chłopiec, który oglądał wraz ze mną
audycję stwierdził kategorycznie patrząc na zmieszaną twarzyczkę Ani: „Ale
zmyśla"). Rola Ani – jednej z
najmilszych postaci mego dzieciństwa – sprawiła mi wiele satysfakcji. Bardzo
lubię typ ról obrazujących rozwój psychologiczny – od dziecka do człowieka
dorosłego. Tak też starałam się odtworzyć ewolucję Ani Shirley od małego, patetycznego
dziewczątka, które albo wpadało w „otchłań rozpaczy", albo wznosiło się na
„szczyt szczęścia" do dojrzałego człowieka, który swe „ukochane. piękne
myśli" przechowuje w sercu jak skarby.
Tyle odtwórczyni głównej roli. Nam pozostaje jeszcze pogratulować jej
sukcesu oraz przekazać słowa uznania pod adresem pozostałych wykonawców
(Jadwiga Kuryluk. Teofila Koronkiewicz. Renata Kulakowska, Halina Drohocka.
Kazimierz Wichniarz). I westchnąć żałośnie, że ubóstwo środków telewizyjnych
nie jest w stanie oddać całego piękna uroczej Ani z Zielonego Wzgórza.
BARBARA WACHOWICZ
Z dedykacją od odtwórczyni roli Ani Shirley.
Jeszcze w tym samym roku zrealizowano "Anię z Avonlea" z jednakową obsadą głównych ról.
Dziękuję Panu Andrzejowi Kuźmińskiemu za cierpliwe przeszukanie swoich archiwów w poszukiwaniu jakichś innych recenzji :)
- ww.filmpolski.pl/fp/index.php?film=525172
- www.filmpolski.pl/fp/index.php?film=525200
- teatrtv.tvp.pl/10385927/dla-najmlodszych-widzow
Ciekawy artykuł, a w dodatku sporo archiwalnych zdjęć - brawo!
OdpowiedzUsuńTe zdjęcia szczególnie mnie ucieszyły - tak mało jest źródeł o pierwszych realizacjach teatralnych adaptacji książek Maud.
UsuńMam nadzieję, że ktoś wyciągnie kopię tej "Ani..." z archiwum i będziemy mogli sami przekonać się o jej wartości.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że w tekście pani B. Wachowicz jest pewna nieścisłość dotycząca okresu kiedy nie można było wydawać "Ani...". Autorka podaje lata 1946-1956, a przecież od 1947 do 1948 wydano trzy pierwsze tomy przygód rudowłosej dziewczynki. Także indeks książek podlegających cenzurze datowany był na bodajże 1950, 1951 rok....
"Anie" nie były objęte indeksem, który wyszedł w 1951 roku, więc nic nie stało na przeszkodzie ich publikacji. Jednak, faktycznie, w datach jest błąd. Wydawnictwo Arcta ("gałąź" przedwojennej firmy przeniesiona wówczas już do Wrocławia), wydało w latach 1947-48 trzy tomy serii. Jest to więc nie dziesięć, a osiem lat.
UsuńSprawdzono - żadna z "Ań..." się nie zachowała w archiwum
OdpowiedzUsuń