W ubiegłym tygodniu udało mi się kupić kolejny przedwojenny egzemplarz książki Maud :). Była to Ania z Wyspy - owo nielegalne wydanie, które ukazało się nakładem Księgarni Francuza, a którego przekład przygotował Andrzej Magórski / Marceli Tarnowski. Wiele razy pisałam już o tym wydaniu na Pokrewnych duszach.
Oto kilka zdjęć tego egzemplarza:
Okładka, a właściwie obwoluta, zachowana w idealnym stanie,
ponieważ schowano ją pod introligatorską oprawą.
ponieważ schowano ją pod introligatorską oprawą.
Jedna z początkowych stron.
Strona tytułowa. Zwróćmy uwagę na informację o wydawcy
na stopce - litera "i" w nazwie miasta jest odwrócona...
na stopce - litera "i" w nazwie miasta jest odwrócona...
Pierwsza strona przekładu Andrzeja Magórskiego.
Ostatnia strona. Co ciekawe, nie umieszczono
na niej zapowiedzi "Domu marzeń Ani"...
na niej zapowiedzi "Domu marzeń Ani"...
Mieć tą książkę przed sobą i podziwiać jej szatę graficzną, mając świadomość, jak wiele wiem o okolicznościach jej powstania... to, uwierzcie mi, coś niezwykłego! Jednakże, dziś już nie mam jej w swojej kolekcji. Kiedy tylko wypakowałam wolumin z koperty, moją uwagę zwróciły pieczątki, ex libris i sygnatury jednej z największych bibliotek w naszym kraju. Z pewnością nie był to egzemplarz wycofany z ewidencji - nie było w nim odpowiedniej adnotacji. Wiedziałam, że biblioteka ta udostępnia na swojej stronie internetowej tzw. "Stary katalog" kartkowy (kiedyś pisałam o nim, podając link do zbioru przedwojennych wydań powieści Maud). Po przejrzeniu tego katalogu byłam już pewna, że trafiła do mnie książka należąca do Biblioteki Jagiellońskiej. Na karcie bibliotecznej woluminu widniała odręczna notatka i pieczątka informujące, że w 1970 roku stwierdzono jego brak - zakupiona przeze mnie książka była więc dawno zaginionym egzemplarzem z bibliotecznego zbioru.
Karta biblioteczna "Ani z Wyspy".
(zdj. ze strony BJ: pka.bj.uj.edu.pl/PKA/index.php?scr=indeksy&t1=montgomery&offset=1&file=1715-0050.jpg)
Wymiana e-maili z pracownikiem BJ potwierdziła mój wniosek. Wczoraj wieczorem książka wyruszyła więc pocztą w podróż do swojego "domu", a ja cieszyłam się, że po niemal 47 latach wraca do właściciela. I że mogłam mieć w tym powrocie udział.
Gratuluję Agnieszko najpierw znaleziska, dalej spostrzegawczości, a na końcu, ale przede wszystkim postawy godnej naśladowania :)(pompatycznie brzmi, ale cóż ;) )
OdpowiedzUsuńPrawdziwa, bezwarunkowa miłość do książek i literatury popycha nas, prawdziwych bibliofilów, do takich właśnie szlachetnych gestów... Posiadałaś tę książkę dosłownie moment, ale przez tę krótką chwilę była Twoja! Ale dzięki temu, że po tak długim czasie wróciła do swojej "bezpiecznej przystani", również inni będą mogli ją użytkować - i optymistycznie należy założyć, że wypłynie z tego wiele korzyści;) Trzymam kciuki, aby kolejny - już ewidentnie Twój - egzemplarz "Ani z Wyspy" zawitał za jakiś czas do Twojej kolekcji!
OdpowiedzUsuńHaha, takie szczęśliwe historie przytrafić się mogą tylko Tobie i Bernadce! :) Wiem, że to już pewnie bardzo dużo razy usłyszałaś - ale postąpiłaś bardzo szlachetnie. Teraz całe grupy ludzi będą mogli oglądać to wydanie! :) Na pewno kiedyś wybiorę się z Mamą do BJ!
OdpowiedzUsuńAgnieszko, oficjalnie ogłaszam, iż na moim blogu mianowałam Cię do Poradź Sobie z Książką TAG :) Powodzenia :)
OdpowiedzUsuńPS. Ciekawe, co się dawniej stało z tą książką? Pewnie ktoś ją ukradł, aby potem sprzedać, bo przecież gdyby to nie był złodziej, na pewno zwróciłby uwagę na kartę.
:) Wyzwanie przyjęte!
UsuńJeśli chodzi o "Anię", to myślę, że możliwy jest też scenariusz, że ktoś kiedyś mógł ją wypożyczyć i nie oddać. Mijały miesiące, lata... Pewnie każda biblioteka ma takich "czytelników".