W numerze Gazety Polskiej, który ukazał się 25 października 1931 roku pojawił się artykuł, którego oburzony tytuł głosił:
Autor artykułu alarmował o obniżeniu przez władze miasta subsydium dla sieci bibliotek. Aby ukazać absurd takich posunięć, przedstawiono krótko historię tych instytucji i ich znaczenie dla mieszkańców stolicy - i tu pojawia się wzmianka o "Ani":
W okresie niewoli i
ucisku, kiedy w Warszawie panoszył się najeźdźca, dławiąc wszystko, co polskie,
jednemi z nielicznych placówek oświaty w duchu narodowym były pierwsze bibljoteki
publiczne.
Organizować je
poczęto w r. 1856, przyczem dla zmylenia czujności władz rusyfikatorskich
pracowano pod płaszczykiem akcji filantropijnej.
Bibljoteki
przetrwały ciężki okres niewoli, przetrwały wojnę. Po wojnie nastąpiła
unifikacja Wydziału Czytelń Warsz. Tow. Dobroczynności Bibljoteki Drogi
Żelaznej Warszawsko-Wiedeńskiej i T-wa Czytelń Warszawy w Towarzystwie
Bibljotek Publicznych, obejmującem 25 czytelń w różnych punktach miasta. [...]
Czego szukają tutaj
czytelnicy, których przewija się rocznie do 400 tys.?
Dzieci i młodzież –
uzupełniają tu lekturę szkolną. Domy bardzo wielu rodzin, t. zw. inteligencji,
zwłaszcza inteligencji w pierwszem pokoleniu, oraz małżeństw zawartych w czasie
wojny, pozbawione są wogóle książek. W wielu domach bibljoteki rodzinne rozprzedane
zostały w dobie kryzysu. Ale młode pokolenie garnie się mimo to do książki i
przychodzi nietylko po rzeczy „nakazane", ale także „dla siebie". Już
malcy z pierwszych oddziałów chcą czytać. [...]
Zwiedzając jedną z
bibljotek, zauważamy charakterystyczne zjawisko. Wśród robotniczej ludności
przedmieść największem powodzeniem cieszą się autorzy polscy. Najlepiej
widocznie trafiają do wyobraźni i serca tych czytelników... Mają tam bibljoteki
swoich czytelników przysięgłych, od szeregu lat.
— Nie mogę sobie wyobrazić, jakbym mógł żyć bez czytelni —
mówi starszy robotnik z Bródna.
— Książka to jedyna przyjemność, nieraz jedyny przyjaciel.
Co mam pozatem? Podłe kino, na które zresztą niema pieniędzy. Żeby tego nie
stało, niewiem, cobym począł... — mówi inny.
Przychodzą
strudzeni pracą robotnicy i jeszcze bardziej strudzeni – bezrobotni. Wielu z
nich żąda książek dla młodzieży, książek pogodnych, pozwalających zapomnieć o
troskach.
— Z taką przyjemnością przeczytałem „Anię z zielonego
wzgórza!" — mówi jeden z nich.
- ze zbiorów Cyfrowej Biblioteki Narodowej POLONA
- zachowałam oryginalną pisownię i styl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz