środa, 2 listopada 2016

Jak zmieniał się przekład - rozdział 1

   Prawdopodobnie większość dzisiejszych polskich czytelników Maud Montgomery „wychowała się” na przekładzie Ani z Zielonego Wzgórza autorstwa R. Bernsteinowej (choć właściwie powinnam jej imię i nazwisko zapisać w cudzysłowie). Jednakże znane nam dziś tłumaczenie dalekie jest od pierwowzoru – na przestrzeni czasu redagowano je bowiem kilkukrotnie. Zmiany, jakie wprowadzano, dotyczyły nie tylko stylistyki, ale także gramatyki i ortografii. Trudno temu się dziwić – język ewoluuje (a czasami przechodzi rewolucje), tak jak cywilizacja, która go używa. W roku 1936 przeprowadzono gruntowną reformę języka polskiego – pierwsze większe zmiany w przekładzie Bernsteinowej zauważalne są więc w wydaniach, które pojawiały się po tej dacie. Pierwszy powojenny przekład, z 1947 roku, to w zasadzie przedruk wydania z 1939. Kolejna edycja, która zapoczątkowała serię pięciu tytułów, pochodzi z roku 1956 (o okładce tego wydania pisałam w poście Doceniona okładka Ani). Tekst w tej serii znacząco zredagowała Dżennet Połtorzycka (znana m.in. ze współautorstwa radiowych Matysiaków). Następne serie opracowywał Stanisław Zieliński, i to jego tekst wydawano w kolejnych edycjach aż do lat 90-tych. Poza redakcją w kwestiach językowych poprawiano również błędy translatorskie, choć te najistotniejsze, pozostawiono oczywiście nienaruszone.
  Chciałabym przybliżyć miłośnikom Ani z Zielonego Wzgórza zmiany, jaki przechodził pierwotny przekład R. Bernsteinowej. Mam w związku z tym pierwszym przekładem małe marzenie – czy nie byłoby ciekawie, gdyby znalazło się jakieś wydawnictwo, które w postaci reprintu lub faksymiliów wydałoby oryginalny przekład R. Bernsteinowej? Jak sądzicie?

   Do porównania wzięłam wydania z 1911/12, 1925, 1928, 1936, 1939, 1947, 1956, 1976 i 1990 roku.

  Jak już wcześniej opisywałam w poście Pierwsza Ania w Polsce, pierwotny przekład powieści podzielono na dwie części, z których każda zawiera dziewiętnaście rozdziałów. Kiedy kupiłam pierwsze wydanie, ta kwestia podziału na części była dla mnie zagadką, tym bardziej zawiłą, że w egzemplarzu pojawiają się dwie daty (w dodatku umieszczone w sposób nielogiczny). Po miesiącach wielu poszukiwań w zasobach bibliotek cyfrowych, przejrzeniu niejednego katalogu wydawniczego, mam wrażenie, że zagadka ta jest już mniej tajemnicza. Zauważyłam, że wiele przedwojennych tytułów (nie tylko książek Maud), choć miało swoje oficjalne daty wydania, było dostępnych w sprzedaży w ramach tzw. wydawnictw gwiazdkowych już w roku poprzedzającym. W przypadku Ani z Zielonego Wzgórza scenariusze mogły być dwa:
  1. faktycznie planowano wydanie dwóch tomów, rok po roku, potem z jakichś względów zmieniono zdanie, a strony z datami wydań błędnie odbito podczas druku lub
  2. bez wyraźnej przyczyny podzielono książkę na pół, planowano wydać oficjalnie w 1912 roku – książka zgodnie ze zwyczajem była przygotowana do sprzedaży pod koniec 1911, a ta data przy drugiej części, to zwyczajna pomyłka zecera.

Układ dwóch części zachowano aż do wydania z 1947 (choć pominięto tu informację „część pierwsza”, „część druga” jest już odnotowana).

   Imię i nazwisko autorki oraz nazwisko tłumaczki zapisano poprawnie dopiero w piątym wydaniu z 1928 roku. W poprzednich wydaniach zapisywano je jako „Anna Montgomery” i „Bernsztajnowa”.

   W miarę upływu lat, wprowadzano nowy układ akapitów, poprawiano szyki w zdaniach, robiono korekty wynikające z reform językowych. Wiele różnic widać w wydaniach z lat 1936 i 1939. Potem znaczną redakcję stylistyczną przeprowadziła Połotrzycka w 1956. Oto jaskrawy przykład z pierwszego rozdziału:

„Przyczyną tego była prawdopodobnie okoliczność, że pani Małgorzata, siedząc u okna [od 1947 „przy oknie”], stale czujnym wzrokiem baczyła nietylko na to [w niektórych wyd. przedwojennych „nie tylko na to”], co cię działo na gościńcu, ale interesowała się też strumykami zarówno jaki dziećmi, przechodzącemi [od 1939 „przechodzącymi”] lub bawiącemi [od 1939 „bawiącymi”] się opodal, a jeśli zauważyła coś niezwykłego, nie zaznała spokoju, dopóki nie potrafiła wyszperać przyczyny i celu tej rzeczy” (przekład z 1911/12).

„Na pewno zdawał sobie sprawę z tego, że pani Małgorzata, siedząc właśnie przy oknie, baczy czujnym wzrokiem na wszystko, co się dzieje wokoło, począwszy od strumyków i dzieci, a jeśli zauważy coś niezwykłego, nie zazna spokoju, dopóki nie dojdzie przyczyny i celu tej rzeczy” (przekład z 1956 i dalsze).

Takich korekt jest bardzo wiele, mniejszych bądź większych – czasami jest to różnica jednego wyrazu, niekiedy fragment zdania.

   Na początek, przyjrzyjmy się niektórym zmianom redakcyjnym w pierwszym rozdziale Ani z Zielonego Wzgórza.

1. Tytuł: .„Zdumienie pani Małgorzaty Linde” pozostał przez lata niezmienny, tak jak polska wersja bohaterki mieszkającej w „dworku”.

2. Nazwa Avonlea jest odmieniana w całej książce:

„Dworek pani Małgorzaty Linde stał w tym właśnie miejscu, gdzie wielki gościniec, prowadzący do Avonlei, skręcał w dolinę, otoczoną olchami (...)” (przekład z 1911/12).

Dopiero w 1956 roku zapisywano nazwę osady bez odmieniania. W 1947 dodano w przypisie dolnym instrukcję fonetyczną: „Ewonli”.

3. Nazwisko Maryli i Mateusza zapisano jako „Cutbert”, a w przypisie poinformowano, że trzeba to czytać:„Kötbert”. Adnotacja ta zmienia się dopiero w 1947 na „Ketbertów”. W wydaniu z 1956 i dalszych adnotacji o wymowie brak, ale nazwisko zapisywane jest już poprawnie.

4. Pani Małgorzata „rej wiodła” w „Szwalni dla dziewcząt [„Dziewcząt” od 1939]” oraz była filarem „Związku Kościoła i Stowarzyszenia misjonarzy [„Stowarzyszenia Misjonarzy” 1936-1947, „Stowarzyszenia Pomocy dla Misjonarzy” od 1956]”.

5. Tomasz Linde najpierw „sadził marchew” aż do 1939, w 1947 już ją „siał”, a od 1956 marchew zamieniła się z „późną brukwią”.

6. William J. Blaira z oryginału R. Bernsteinowa uczyniła Wilhelmem Bakerem. Pozostał nim aż do lat 70-tych, kiedy to Stanisław Zieliński poprawił mu imię, ale nazwisko już nie.

7. „(...) jak gdyby sprowadzanie chłopców z Domu Sierot, w Nowej Szkocji, stanowiło część zwykłych zajęć wiosennych każdej porządnej fermy w Avonlei (...)” (przekład z 1911/12).

„Fermę” poprawiono na „farmę” dopiero w późnych wydaniach Naszej Księgarni z żółtawymi okładkami.

8. Raz Maryla zwraca się do Małgorzaty per „Pani” – w moich wydaniach, od 1925 roku zwraca się do niej już bezpośrednio.

9. „Początkowo myślał Mateusz o chłopcu z Barnado [do 1947, od 1956 „chłopcu z Anglii].


Organizacja doktora Barnardo (nie: „Barnado”, choć to ta błędna wersja pojawia się w oryginalnym wydaniu powieści z 1908 roku) była instytucją, która organizowała domy opieki dla dzieci osieroconych lub porzuconych w Anglii; w ramach swojej działalności, wysyłała je do państw Dominium Brytyjskiego, gdzie zwykle nie czekał ich dobry los.


10. „Dzielne jednostki”, na które, według Maryli, nie zawsze wyrastają dzieci pod opieką własnych rodziców, zostały zastąpione w 1956 roku „dzielnymi ludźmi”.




   Od czasu do czasu będę wracać do kwestii zmian redakcyjnych pierwotnego przekładu Anne of Green Gables. A jeśli moja kolekcja wzbogaci się o nowe nabytki z tym tłumaczeniem wydane do lat 90-tych, to oczywiście będę je dokładnie przeglądać w tym względzie i uzupełniać te informacje.


4 komentarze:

  1. Brawo, brawo! To wprawdzie katorżnicza praca, ale za to ile takie dociekania i porównania wyjaśniają, na jak wiele fenomenów językowych i translatorskich zwracają uwagę. Znajdowanie takich smaczków jest bardzo ciekawe. W starszych, jeszcze przedwojennych tytułach, pojawia się z upodobaniem słowo "ferma" oraz "rancza" (ciekawy rodzaj żeński wyrazu "ranczo"), co ciekawe, ferma używana jest do dziś w języku polskim, jednak o zawężonym znaczeniu itd. Przykładów można by mnożyć i mnożyć. Bardzo ciekawą jest kwestia, jak Bernsteinowa obchodziła się z wtrętami poetyckimi, to mógłby być ciekawy materiał na przyszłe badania:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Śledzenie takich zmian to szalenie interesujące zajęcie. W przypadku "Ani z Zielonego Wzgórza" jest ich całe mnóstwo.
      Właśnie ta "ferma" w pierwszym rozdziale zaskoczyła mnie i rozbawiła - ciekawe, że tak późno poprawiono ten wyraz - czy dopiero wtedy utrwaliła się definicja "fermy" w takim ujęciu, jaką my teraz znamy?

      Wtręty poetyckie, wszelkie cytowania jako materiał na jakieś szerokie opracowanie?Jestem za :)

      Usuń
  2. Kwestia przekładu jest bardzo interesująca! Zastanawiam się czy nie masz czasem jakiegoś zastępu krasnoludków kronikarzy? ;) Mnie zawsze bardzo frapowało dlaczego, kiedy Ania prosi Dianę o złożenie przysięgi, ta twierdzi, że to coś brzydkiego. Nie mogłam rozwikłać tej zagadki dopóki nie znalazłam opracowania dotyczącego tłumaczeń pani Agnieszki Kuc. W swoim wystąpieniu zwróciła uwagę na dwojakie znaczenie słowa "swear" - kląć i przysięgać. Czyli Ania powiedziała "Czy klniesz się na wszystkie świętości", a nie "Czy przysięgniesz" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, przydałby się zastęp krasnoludków ;)

      Ta gra słów ze "swear" to majstersztyk. Choć, trzeba tu też pamiętać, że dzieci wychowane w duchu prezbiteriańskim zapewne znały biblijne: "But above all, my brethren, do not swear, either by heaven or by earth or with any other oath; but your yes is to be yes, and your no, no, so that you may not fall under judgment" albo "ut I say to you, make no oath at all, either by heaven,[...]"

      Usuń