Na szczecińskich Jasnych Błoniach krokusy rozwinęły swoje kobierce. Ten wiosenny widok zmotywował mnie, by przyjrzeć się kolejnym fragmentom Ani z Zielonego Wzgórza i ich zmianom - nadszedł czas na nowy wpis o redakcji następnego rozdziału książki.
- W pierwszym wydaniu powieści tytuł czwartego rozdziału brzmi: "Poranek na Zielonym Wzgórzu", czyli w takiej wersji, jaka pojawia się we wszystkich wydaniach z Naszej Księgarni... jest w tym jednak pewna ciekawa rzecz, na którą nie zwróciłam uwagi wcześniej. W kolejnych kilku edycjach przekładu, tytuł ten brzmi: "Poranek na Zielonem Wzgórzu". Z egzemplarzy, które posiadam na swojej półce, dopiero w tym z 1939 roku, formę zmieniono na pierwotną i, jednocześnie, obecną w powojennych wydaniach. We wcześniejszych rozdziałach wydania z 1911 roku forma "na Zielonym Wzgórzu" pojawia się w ich treści dwa razy, w samym jednak rozdziale czwartym już w jednym z pierwszych akapitów jest i forma "na Zielonem Wzgórzu".
- W przekładzie R. Bernsteinowej z 1911, aż do czwartego wydania włącznie, czytamy: "Jednym skokiem dziewczyna znalazła się poza łóżkiem". W piątym wydaniu "dziewczynę" zamieniono na "dziewczynkę", a od redakcji Dżennet Połtorzyckiej zdanie to brzmi: "Jednym skokiem dziewczynka znalazła się przy oknie".
- W pierwotnym przekładzie Ania "pchnęła okno, które zaskrzypiało leniwie i ciężko", W redakcji Połtorzyckiej z 1956 roku "okno" zastąpiono "żaluzją", co wprowadza istotną zmianę - w oryginale chodzi bowiem o "sash", co odnosi się do "sash window", które to słowniki tłumaczą jako "okno przesuwne".
- Do 1939 trawniki wokół Zielonego Wzgórza były "żółte od lwich paszczęk", w 1947 poprawiono te kwiaty na "mlecze".
- "Trawy rozmaitego rodzaju" rosnące w brzezinie w 1956 roku zastąpiono "przeróżnymi ziołami".
- Fragment u Bernsteinowej: "Jeśli nawet nigdy już nie zobaczę tego strumyka, zachowam o nim przyjemne wspomnienie" zostaje w 1956 roku rozbudowany, co bardziej jest zbliżone do oryginału: "Jeśli nawet nigdy już tego miejsca nie zobaczę, miło mi będzie pomyśleć, że na Zielonym Wzgórzu jest strumyk. Bo gdyby go nie było, zawsze dręczyłaby mnie myśl, że powinien tu być".
- W pierwotnym przekładzie Ania z rozgoryczeniem kończy słowotok: "[...] przychodzi chwila, w której trzeba przerwać marzenie, a wtedy wszystko pryska...". W redakcji z 1956 roku zapisano: "[...] przychodzi chwila, w której trzeba przerwać marzenie, a to bardzo boli...".
- Maryla poleca Ani (która ostatecznie zapomina to zrobić): "Okno zostaw otwarte i wyłóż pościel do wietrzenia". Tak samo zadanie to brzmi w edycji redagowanej przez Połtorzycką i Stanisława Zielińskiego. Dlaczego o tym wspominam? Bo to dość zabawne "tłumaczenie" - w oryginale bowiem fragment ten brzmi: "Leave the window up and turn your bedclothes back over the foot of the bed" - chodzi tu więc o pozostawienie okna otwartym i pościelenie łóżka.
- Gdy Maryla obserwuje zadumaną Anię przy stole ma wrażenie, że "[...] gdy to dziwne dziecko siedziało przy stole, duszyczka jego biegała w dalekich przestworzach na skrzydłach fantazji"; od 1956 roku fragment ten brzmi: "[...] gdy to dziwne dziecko siedziało przy stole, myśl jego unosiła się w dalekich przestworzach na skrzydłach fantazji".
- O Mateuszu w przekładzie z 1911 roku przeczytamy: "Potrafił wbić sobie coś do głowy, trzymać się tego z zacięciem i trwać w upartym milczeniu, które mówiło więcej, niż gdyby powtarzał swoje zdanie od rana do nocy". Zaś w redakcji Połtorzyckiej, czyli od 1956 roku, nieco zmieniono ten fragment: "Potrafił wbić sobie coś do głowy, trzymać się tego ze zdumiewającym uporem i trwać w zaciętym milczeniu, które skutkowało dziesięć razy lepiej, niż gdyby o tym gadał od rana do nocy".
- W czwartym rozdziale pierwszy raz pojawia się określenie "kindred spirits". W pierwotnym przekładzie Bernsteinowa zapisała je jako: "dusze powinowate". Dopiero od 1956 roku jest mowa o "pokrewnych duszach".
- Do 1947 roku Maryla każe Ani, po umyciu naczyń, "sprzątnąć swój pokoik", Połtorzycka w 1956 poprawiła to polecenie, słusznie, na "[...] pójdziesz na górę posłać łóżko", nie zrobiła jednak korekty co do "dishes", które Bernsteinowa przełożyła na "szklanki i talerze".
- W 1911 roku Ania nie poradziła sobie jednak z posłaniem łóżka, tak dobrze jak ze zmywaniem: "[...] nie przywykła bowiem do układania wielkich poduszek", od 1956 przyczyną był brak doświadczenia z "układaniem pierzynek".
- Na pytanie Ani o roślinę rosnącą w doniczce na parapecie, Maryla odpowiada, że to "fuksja". Dopiero Połtorzycka poprawia nazwę na "pelargonię" (co ciekawe, w oryginale Maryla uściśla, że jest to "apple-scented geranium" - odmiana wydzielająca olejki o zapachu przypominającym jabłka :) ).
- Dopiero w redakcji Połtorzyckiej odzwierciedlono nieco humor sytuacyjny - w oryginale bowiem Maryla, nie mogąc nadążyć za słowotokiem i myślami Ani, mamrocze do siebie ("muttered") pierzchając / uciekając do piwnicy ("[...] beating a retreat down to the cellar after potatoes". U Bernsteinowej zapisano: "[...] mruczała Maryla, schodząc do piwnicy po kartofle", zaś w redakcji z 1956: "mruczała Maryla rejterując do piwnicy po kartofle".
- Podczas tej rejterady Maryla myśli o Mateuszu: "Wolałabym, żeby był taki, jak inni mężczyźni i wypowiadał otwarcie swe zdanie. Wtedy możnaby z nim pogadać i wyperswadować mu niejedno". W 1956 fragment ten nieco zmieniono: "Wolałabym, żeby był taki jak inni mężczyźni i potrafił wygadać, co go w środku dręczy. Wtedy można by mu odpowiedzieć i wyperswadować niejedno".
- Bernsteinowa pominęła "cellar pilgrimage" Maryli, co dodatkowo, mam wrażenie, spłyciło komizm sytuacyjny tej sceny; dopiero od redakcji Połtorzyckiej "[...] Maryla wróciła ze swej pielgrzymki do piwnicy".
- W pierwotnym przekładzie Mateusz mówi, w momencie gdy Maryla z Anią wyjeżdżają z podwórka, że "Mały Janek Buot był tutaj dziś rano", w szóstym wydaniu zamieniono "Janka" na "Jerzego", a od 1956 roku wprowadzono w tym fragmencie zmianę zgodną z oryginalnym tekstem: "Mały Jerry Buote z Creek był tutaj dziś rano".
Agnieszka z precyzją tropi wszelkie zmiany w przekładzie Ani... Wyobrażam sobie, że podobną pracę musiała wykonać pani Dżennet Połtorzycka. Aż dziw bierze, ile fragmentów zostało usuniętych przy pierwszej edycji - czasem mam wrażenie, że Połtorzycka powinna mieć status współtłumaczki tej książki...
OdpowiedzUsuńOdnoszę podobne wrażenie - redakcja Dżennet Połtorzyckiej nie ogranicza się tylko do korekty stylistycznej i ortograficznej, tłumaczeniowej. Jest w jej tekście mnóstwo fragmentów przetłumaczonych od nowa i całkiem sporo uzupełnień w miejscach, które Bernsteinowa pominęła.
UsuńJuż przy ostatnim rozdziale doszliśmy do takowych wniosków :) Niezmiennie się cieszę, że Dżennet Połtorzycka przeredagowała tekst. Wydaje mi się, że tchnęła w niego więcej ducha Ani :)
Usuń