czwartek, 30 czerwca 2016

Przedwojenne słuchowiska - uzupełnienie

   W poście Słuchowiska radiowe pisałam o adaptacjach, które w październiku 1938 były emitowane na antenie Polskiego Radia. "Zradiofonizowała" (tak..., to dokładny cytat z jednej z gazet) je Jadwiga Miecznikowska. W rolę Ani Shirley wcieliła się Jadwiga Andrzejewska - aktorka teatralna, filmowa i kabaretowa:




(Przy głośniku, Kultura: tygodnik literacki, artystyczny i społeczny, 1938, R. 3, nr 43)


   Jeszcze w tym samym roku, ale wcześniej, 25 marca, wyemitowano słuchowisko zatytułowane: "Ania z Zielonego Wzgórza". Zostało ono opracowane przez Jadwigę Apołłową.


  • Małopolska Biblioteka Cyfrowa
  • Cyfrowa Biblioteka Narodowa POLONA
  • https://www.tumblr.com/search/jadwiga%20andrzejewska
  • Stefan Harny, Przy głośniku, Kultura: tygodnik literacki, artystyczny i społeczny, 1938, 3(43):6

środa, 29 czerwca 2016

Krótko i na temat...


   Tak, tak... dzisiaj znów sięgam do czasów przedwojennych. Sądzę, że sposób, w jaki odbierane były powieści Maud Montgomery przez ówczesnych polskich czytelników, wpłynął na dzisiejszą niesłabnącą popularność tych książek.

   Przeglądanie archiwów wciąga, choć zwykle przypomina to przedzieranie się przez chaszcze albo szukanie igły w stogu siana. Kiedy więc znajdę kolejną, choćby maleńką "igłę", z zadowoleniem rzucam: "Jest!" i skrzętnie zapisuję informacje w notatkach. Dzisiaj mam dla fanów "Ani z Zielonego Wzgórza" fragment dziennika Rzeczpospolita z 17. grudnia 1921. Na stronie szóstej, w dwóch kolumnach dokonano przeglądu "Wydawnictw gwiazdkowych". Wymienione jest też trzecie wydanie "Ani z Zielonego Wzgórza":
 

Montgomerry A.- Ania z Zielonego Wzgórza. - Powieść.
Z ang. przeł. R. Bernsztajnowa.
Wyd. III. Str. 358, w ozd. oprawie.
 
   Najciekawszy jest jednak dopisek:

 (Należy do najlepszych powieści dla młodzieży
w literaturze angielskiej).

 



   Krótko, na temat i bez dyskusji. Ta opinia wydaje się być aktualną także dzisiaj. Nie bez powodu "Ania z Zielonego Wzgórza" trafiła do rankingu najlepszych książek wg użytkowników Facebooka (2014 rok) czy też na listę Empiku powstałą po głosowaniu internautów (2015 rok).


  • Cyfrowa Biblioteka Narodowa POLONA
  • http://booklips.pl/zestawienia/100-najbardziej-lubianych-ksiazek-wg-uzytkownikow-facebooka/
  • http://booklips.pl/zestawienia/100-ksiazek-ktore-trzeba-przeczytac-wg-polskich-internautow/

wtorek, 28 czerwca 2016

Wstyd nie znać Ani...

W archiwach bibliotek cyfrowych natknęłam się na ciekawy fragment pewnego czasopisma. Otóż, w ilustrowanym tygodniku dla dzieci, "Moim Pisemku", z 31 października 1938 roku, pojawił się tekst obrazka scenicznego, którego bohaterowie, Janka i Zbyszek, poprzez podstępny żart, próbują nakłonić Krysię, by ta zaczęła czytać książki. I tu padają imiona osób, których po prostu wstyd nie znać: Ani z Zielonego Wzgórza, Złotej Elżuni, Słoneczka Buyno-Arctowej, Stasia i Nell, Robinsona Crusoe...


  • Cyfrowa Biblioteka Narodowa POLONA
 

sobota, 25 czerwca 2016

Tomorrow is a new day with no mistakes in it yet

   Zdarza się, czasami zbyt często, że za sobą mamy ciężki dzień, a kolejny nie zapowiada się jakoś lepiej..., ale rankiem trzeba, tak jak zawsze, wstać i przyjąć go ze wszystkim, co przyniesie. W takich chwilach zwykle zakładam ten wisiorek:



   Optymizm i pogoda ducha bijąca w tym zdaniu sprawia, że smętny dzień staje się... jaśniejszy, a kamyki, o które się potykamy, zaczynamy zwyczajnie... mijać okrakiem.
   Wyszukałam to zdanie we wszystkich tłumaczeniach „Ani z Zielonego Wzgórza”...

U R. Bernsteinowej, w każdym wydaniu książki, brzmi ono:
[...] jutro następuje nowy dzień, w którym jeszcze nie uczyniłam żadnego głupstwa”.
 
W tzw. opracowaniu, którego dokonała Grażyna Szaraniec na podstawie tłumaczenia Bernsteinowej, przeczytamy:
[...] cieszę się bardzo, że jutro będzie całkiem nowy dzień.
I że on jest pełen nadziei, bo rano jeszcze nie zrobiłam żadnego głupstwa
”.

U Katarzyny Jakubiak:
[...] jutro jest nowy dzień i nie ma w nim jeszcze żadnych pomyłek”.

Dorota Kraśniewska tłumaczy:
[...] jutro wstanie całkiem nowy dzień,
w którym nie popełniłam jeszcze żadnej pomyłki
”.

W tłumaczeniu Katarzyny Zawadzkiej, to zdanie brzmi:
[...] jutro nastanie nowy dzień, na razie jeszcze bez omyłek [...]”.

W tłumaczeniu Rafała Dawidowicza:
jutro będzie nowy dzień, w którym nie popełniło się jeszcze błędów”.

W przekładzie Magdaleny Skrabek:
[...] jutro nastanie nowy dzień, w którym nie popełniłam jeszcze żadnego głupstwa”.

Joanna Sałaciak tłumaczy to:
[...] jutro jest zawsze nowy dzień wolny od błędów”.

Zaś Jolanta Ważbińska:
[...] jutro będzie nowy dzień, w którym jeszcze nie zrobiło się żadnych błędów”.

U Ewy Łozińskiej-Małkiewicz brzmi to tak:
[...] jutro będzie nowy dzień, który zacznie się z czystym kontem, bez żadnej pomyłki”.

Jan Jackowicz tłumaczy sentencję Ani jako:
[...] jutro będzie zupełnie nowy dzień,
w którym nie popełniło się jeszcze żadnych pomyłek
”.

Przemysław Piekarski:
[...] jutro będzie nowy dzień, jeszcze bez błędów”.

W tłumaczeniu Agnieszki Kuc, Ania stwierdza:
[...] jutro będzie nowy dzień, i to na dodatek zupełnie wolny od pomyłek”.

U Pawła Beręsewicza zaś, Maryla słyszy, że:
[...] jutro mamy nowy dzień i nową szansę na niepopełnienie nowych błędów [...]”.
 

Które tłumaczenie najbardziej Wam się podoba?


piątek, 24 czerwca 2016

Słuchowiska radiowe


   Całkiem niedawno korespondowałam z Bernadką Milewski z blogu Kierunek Avonlea, przy okazji jej wpisu na facebookowym profilu, na temat słuchowisk radiowych, jakie powstały w oparciu o „Anię z Zielonego Wzgórza” i były emitowane w Polskim Radiu w 1979 roku oraz wydane na kasetach magnetofonowych. Zaczęłam poszukiwania...
   W 1979 roku na antenie IV Programu Polskiego Radia, poza „Anią z Zielonego Wzgórza”, wyemitowano jeszcze: „Anię z Avonlea”, „Anię na uniwersytecie” i „Wymarzony dom Ani” wyreżyserowane przez Marię Wachowiak. Jeszcze w tym samym roku przygotowano „Dolinę Tęczy”, a w 1991 roku „Rillę ze Złotego Brzegu”, które wyreżyserowała Stanisława Grotowska. We wszystkich słuchowiskach w rolę Ani wcieliła się Anna Romantowska, a Gilbertem został Mirosław Konarowski. Marylę zagrała Zofia Rysiówna, Mateusza - Franciszek Pieczka, Małgorzatę - Olga Bielska, Dianę - Grażyna Marzec, a Zuzannę - Teresa Lipowska.
   Słuchowiska o Ani nie były jedyne. W 1989 roku w „Radiowym Teatrze dla Młodzieży” Radia Kraków można było usłyszeć „Błękitny Zamek”! Słuchowisko wyreżyserowała Romana Bobrowska, a główne role zagrali Magda Jarosz oraz Jacek Romanowski.
   Słuchowiska z tych lat nie były jednak pierwszymi. Jak zwykle w moich poszukiwaniach niezastąpione są biblioteki cyfrowe. Na „Anię z Zielonego Wzgórza” w Polskim Radiu natrafiłam już dwa lata wcześniej. Słuchowisko emitowano na antenie II programu Polskiego Radia w sierpniu 1977 roku. Ciekawa tylko jestem, czy spektakl emitowany dwa lata później, to ten sam??... Chyba nie. Z gazetowych programów wynika, że emisja każdego odcinka trwała około 45 minut, a było ich tylko trzy. Słuchowisko z 1979 roku składa się zaś z pięciu części, które razem dają 4 godziny z haczykiem..., czyli muszą to być dwie różne adaptacje...
   Wszystkie te słuchowiska nie były jednak czymś nowym, jeśli chodzi o interpretację powieści Lucy Maud Montgomery w Polsce. Spektakle radiowe, których główną bohaterką była Marchewka, można było usłyszeć w warszawskiej rozgłośni już w październiku 1938 roku. Słuchowiska te zatytułowano: „Ania przybywa na Zielone Wzgórze” (wyemitowane 3 października) „Ania znajduje przyjaciółkę” (10 października), „Ania w szkole” (17 października) i „Ania pozostaje na Zielonym Wzgórzu” (24 października). Posłuchać ich teraz... to dopiero byłaby gratka!!!








  • http://sluchowiska.ugu.pl/
  • Małopolska Biblioteka Cyfrowa
  • Cyfrowa Biblioteka Narodowa POLONA
  • Gazeta Południowa. 1979, nr 271

niedziela, 19 czerwca 2016

Procesy sądowe


   Także w Polsce nie obyło się bez procesów sądowych związanych z książkami o Ani z Zielnego Wzgórza. W archiwach natrafiłam na dwie wzmianki o tym.

   Jedną z nich znalazłam w „Nowym Dzienniku” z 17 stycznia 1931 roku. W artykule zatytułowanym „Nie wolno naruszać praw autorskich” opisano sprawę prowadzoną przed sędzią Sądu Okręgowego w Łodzi. Wydawnictwo L. C. Page and Co. oskarżyło Markusa Francuza i Izraela Francuza o „[...] wydanie i wypuszczenie na rynek książki znanej autorki amerykańskiej L. Montgomery, pod tytułem <<Ania z wyspy>> bez pozwolenia [...]”. Jako karę zasądzono 6 tysięcy złotych grzywny lub 6 tygodni więzienia.




Wydanie, o które się procesowano, wyglądało tak:

 
   Było to wydanie, które później, w czasie II Wojny Światowej, posłużyło do jerozolimskiego przedruku, o którym pisałam w poście Perła w koronie.
 
   Kolejna z rozpraw, opisywana 22 listopada w „Gazecie Polskiej”, odbyła się w 1932 roku. Bostońskie L. C. Page pozwało Wydawnictwo M. Arcta. Zarzut postawiony warszawskiej firmie dotyczył tego, „że, w kwietniu 1927 r. i maju 1928, bezprawnie wkroczyła w prawa autorskie przez to, że wydała własnym nakładem i obecnie w dalszym ciągu rozpowszechnia książki C. M. Montgomery, co do których wszelkie prawa posiada firma L. C. Page et Company w Bostonie, na podstawie umów zawartych w r. 1907 i 1909 z autorką”.

 

   Oskarżenie skierowano za pośrednictwem Konsulatu Stanów Zjednoczonych Ameryki do prokuratury, która zleciła przeprowadzenie dochodzenia sędziemu śledczemu. Sąd Okręgowy umorzył jednak sprawę przeciwko Arctom, a kosztami sądowymi obciążył L. C. Page.
   A oto wydania, o które toczył się proces:

„Ania z Avonlea” wydana w 1927

„Ania z Zielonego Wzgórza” wydana w 1928

 
 
 
  • zachowałam oryginalną pisownię i styl
  • korzystałam z zasobów Jagiellońskiej Biblioteki Cyfrowej i zbiorów cyfrowych Biblioteki Narodowej POLONA

czwartek, 16 czerwca 2016

Niby-wiśniowy placek.... to będzie chyba blog książkowo-cukierniczy...

Wczoraj ponownie "zajrzałam" do kuchni Maud...i upiekłam jej "Niby-wiśniowy placek". Dzisiejszy dzień w pracy był bardzo produktywny - uwierzcie mi - mając na podorędziu takie ciasto i kubek kawy można przygotować wiele slajdów do kolejnego wykładu... ;)

 
 

"Niby-wiśniowy placek" (Mock cherry pie) było ulubionym ciastem Stuarta. Lucy Maud Montgomery robiła też z tego przepisu ciastka, które zawoziła synowi na uczelnię. We wstępie do "Kuchni z Zielonego Wzgórza", dr Mary Henley Rubio przytacza wspomnienia dra Stuarta o tym cieście. To właśnie pytanie dr Rubio o recepturę tego smakołyku skierowane do Anity Webb doprowadziło niejako do "odkrycia" notatnika kulinarnego Maud. Stało się to tuż przed śmiercią dra Stuarta - nie zdążył ponownie zjeść placka.
 
Także i ta receptura zawiera tylko proporcje nadzienia, więc kruche ciasto zrobiłam ze swojego przepisu.
 
Składniki nadzienia:
  • 1 szklanka rodzynek
  • 1 szklanka żurawin (w przepisie nie zaznaczono, czy mają to być świeże, czy suszone - wybrałam te drugie)
  • 1 szklanka zimnej wody
  • 2/3 szklanki cukru
  • 2 łyżki mąki
  • 1 łyżeczka wanilii (dodałam pół laski)
 
Owoce należy posiekać, a następnie wymieszać w rondelku z wodą, cukrem, mąką i wanilią. Podgrzewać do zgęstnienia, trochę pogotować i lekko ostudzić.
 
Formę do pieczenia wylepić kruchym ciastem, przełożyć nadzienie, przykryć płatem ciasta. Zrobić kilka nacięć, żeby para wodna mogła swobodnie uchodzić. Piec w 220 st. C przez 15 minut, a potem w 190 przez kolejnych 20.
 
 
"Niby-wiśniowy placek" naprawdę pachnie i smakuje wiśniami. Połączenie rodzynek, żurawiny i wanilii w ciemnym sosie rewelacyjnie udaje te owoce. Ciasto jest obłędnie słodkie! Ale zyskało aprobatę miłośników domowej kuchni w osobie Magdy, Ani i Wojtka, i oczywiście moją. Spróbujcie sami! Może razem z Wami rumieniące się w piekarniku ciasto będzie też oglądać Maud...?
 
  • Elaine Crawford, Kelly Crawford; Kuchnia z Zielonego Wzgórza. Przepisy Lucy Maud Montgomery; Wydawnictwo Literackie, Kraków, 2007, ISBN: 978-83-08-0095-9

wtorek, 14 czerwca 2016

Kolejna recenzja "Ani"

Już w styczniu 1912 roku w periodyku „Wychowanie w Domu i Szkole: czasopismo pedagogiczne” ukazała się kolejna recenzja „Ani z Zielonego Wzgórza”. Artykuł, w którym ją zawarto, zatytułowany „Książki dla młodzieży”, był przeglądem aktualnej oferty wydawniczej. Autorem części artykułu, obejmującej m.in. recenzję „Ani”, był ktoś o inicjałach „W. O.”; pozostałą część napisała H. Duninówna.
 
 
  [...] Ewans Wilson. Ofiara siostry. Anna Montgomery. Ania z zielonego wzgórza. Powieści pod powyższymi tytułami, tlomaczone z angielskiego (dwa grube tomy) nie zaznaczone są w tytułach, jako książki dla młodzieży, wydano jej jednak prawdopodobnie dla „dorastających panienek”.
   Wysoce tragiczny jest przebieg akcyi w pierwszej z nich [...].
   Zupełne przeciwieństwo do pierwszej stanowi druga powieść.
  Rzecz dzieje się na wyspie Księcia Edwarda. Ania, sierotka zupełna, dostaje się pod opiekę poczciwych wieśniaków brata i siostry. Ania stanowi ulubiony typ autorek - samowolny i uparty koziołek, trzpiot, prawdomówna, fantastyczna, a złote serce, jako dziewczynka brzydka, dorósłszy - piękność. Nie tylko pięknieje, ale i poważnieje, po różnych przygodach staje się stateczną i uczoną, choć jeszcze bardzo młodziutka. Poświęca swe marzenie o studyach dla pomocy swej opiekunce. Dla dojrzałego czytelnika ciekawe jest w tej książce tylko to, że mimo odmiennych obyczajów na jakiejś tam wyspie Księcia Edwarda życie toczy się tą samą koleją, co i na więcej znanym świecie. Atoli dla młodych czytelniczek dzieje sierotki i licznych jej koleżanek szkolnych mogą być bardzo a bardzo zajmujące, a przytem wszystko w tej powieści jest takie jasne, pogodne, poczciwe, że aż miło. To też książkę bardzo polecam jako stosowny dar dla dziewczynek, choćby dwunastoletnich.
 
  • W. O., H. Duninówna, Książki dla młodzieży, Wychowanie w Domu i Szkole: czasopismo pedagogiczne, Wydawnictwa Stowarzyszenia Nauczycielstwa Polskiego, Warszawa, 5(1,1):63-68
  • zachowałam oryginalną pisownię i styl
  • korzystałam z zasobów Biblioteki Cyfrowej Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej

sobota, 11 czerwca 2016

Recenzja "Ani z Zielonego Wzgórza"

20. i 23. grudnia 1911 roku w Gazecie Lwowskiej ukazał się dwuczęściowy artykuł, którego autor, jako że zbliżało się Boże Narodzenie, zachęcał, by kupować dzieciom książki jako gwiazdkowe prezenty. W artykule polecano kilka tytułów. Jedną z powieści była "Ania z Zielonego Wzgórza" A. Montgomerry...
Na Gwiazdkę
(Wydawnictwa dla młodzieży)
   W dzisiejszych czasach niesłychanie rozwiniętego czytelnictwa, gdy szczęśliwa Ameryka miliony dolarów zużywa na urządzanie wspaniałych, publicznych czytelń i bibliotek, a i w naszym ubożuchnym kraju, na skromną miarę, ale coraz więcej ich przybywa, czy może być milszy, strawniejszy podarek dla młodzieży każdego wieku i stanu nad dobrą, zajmującą, wartościową książkę?
   A właśnie zbliża się Gwiazda Betleemska – ten dzień radosny na całym świecie chrześciańskim – radosny dla obdarzonych i obdarowujących, bo czyż może być coś milszego nad możność sprawienia uciechy tym młodym, jasnym istotom, których serduszka biją już od dawna przyspieszonem tętnem na myśl, co też w tym roku dobrego i miłego przyniesie upragniona Gwiazdka? Przeglądając wydawnictwa tegoroczne, z przyjemnością stwierdzić można, że przyniesie ona młodym naszym przyjaciołom dużo zajmujących i prawdziwie „dobrych” książek. Pierwsze miejsce zajmują w tej dziedzinie od szeregu już lat wydawnictwa warszawskiej firmy M. Arcta, która i w tym roku złożyła znowu dowody wielkiej zapobiegliwości i nader hojnym dorobkiem literackim obdarzyła młodzież naszą. [...]
   Jakoż kto przeczyta „Anię z Zielonego wzgórza”, wdzięcznym będzie z pewnością p. Bernszteinowej, że tę śliczną powieść z literatury angielskiej ofiarowała naszej młodzieży, zwłaszcza w tak świetnym przekładzie, który uwydatnia cały wdzięk i brawurowy niemal rozmach oryginału.
   Na tle ciekawych, domowo-obyczajowych stosunków kanadyjskich, wyrasta i na pierwszy plan się wysuwa postać Ani, biednej sieroty z przytułku, którą z wielką na razie niechęcią przyjmuje za swoją, rodzina średnio zamożnych farmerów. Dziewczyna rośnie, rozwija się w naturę niezwykle bogatą, wrażliwą i zajmującą.
   Imponuje całemu swemu skromnemu otoczeniu siłą swej indywidualności, inetligencyi, a dobrocią swą i uczuciem zdobywa serca dobroczyńców. Wywdzięcza się im też w zamian za trudy i opiekę wielkiem osobistem poświęceniem.
   Oto – pomimo niezmiernego pragnienia zdobycia wyższego wykształcenia, pomimo, że wszyscy nauczyciele, pod których kierunkiem ukończyła seminaryum nauczycielskie i zdobyła stypendyum na dalsze uniwersyteckie studya, zachęcają ją do nich, ona powraca do swej cichej wioski, zadowala się skromnem stanowiskiem wiejskiej nauczycielki, byleby tylko otoczyć dostatkiem i opieką zestarzałą już, zubożałą i zagrożoną ślepotą dawną opiekunkę i dobrodziejkę. Młodzi czytelnicy będą niezmiernie radzi, że autorka p. A. Montgomerry dała im sposobność zapoznania się ze stosunkami szkolnymi i koleżeńskimi niższych i wyższych uczelni amerykańskich. Temat to dla uczącej się młodzieży zbyt aktualny, by nie był zajmującym.
   Wszystkie typy występujących w powieści osób postawione są doskonale, pełne prawdy i charakteru, a co trudniejsze, przeprowadzone z niezachwianą konsekwencyą; postać zaś samej bohaterki pomyślana jest tak oryginalnie, że nawet dorosły czytelnik długo po przeczytaniu „Ani” będzie miał w  pamięci jej wdzięczną postać [...] W. K. N.
  • zachowałam oryginalną pisownię i styl
  • korzystałam z zasobów Jagiellońskiej Biblioteki Cyfrowej

piątek, 10 czerwca 2016

Pierwsza Ania w Polsce

Dziś opowiem o najstarszej polskiej Ani. Mam szczęście posiadać jej egzemplarz w swoim zbiorze. Oto ona:



Udało mi się ją kupić, dzięki Panu Sławkowi z Antykwariatu BiSS, który zawsze o mnie pamięta, gdy coś „Aniowego” trafi do jego rąk. Mój egzemplarz pierwszego polskiego wydania ma niestety zniszczoną litografię na okładce, grzbiet woluminu musiał być oprawiony na nowo, ale za to zachowały się  tłoczenia tytułu i ozdobników - ptaka i pszczoły:
 
 
(zdj. ze zbiorów własnych)


Książka ma sztywną, płócienną oprawę, wymiary 12x19 i liczy 224 strony. Pierwsza polska Ania z Zielonego Wzgórza została wydana nakładem Księgarni M. Arcta w Warszawie. Z wydaniem tym wiąże się kilka ciekawostek.


Po pierwsze - według wydawcy autorką książki jest Anna Montgomerry:
 
(zdj. ze zbiorów własnych) 


Skąd taki błąd? Może ktoś pomylił imię autorki z imieniem bohaterki, a w nazwisku zrobił zwykłe przejęzyczenie? Z drugiej strony, w katalogach Biblioteki Narodowej i www.worldcat.org, widnieją przetłumaczone na język polski powieści Anny Montgomerry (!). Takie imię i nazwisko pojawiają się na okładce powieści zatytułowanej Jur. Z jej katalogowych opisów dowiemy się, że „Na s. tyt. drugie imię aut. Nazwa aut.: Florence Montgomery” (kolejna omyłka...). Florence Montgomery była angielską powieściopisarką, autorką literatury dziecięcej, żyjącą w latach  1843–1923. Czy ktoś w wydawnictwie M. Arcta nieszczęśliwie skojarzył i pomylił nazwiska autorek? We wspomnianych katalogach najwcześniejszy Jur z Anną Montgomerry pochodzi jednak z 1922 roku (czyli już 11 lat po „Ani”), ale w opisie jest adnotacja, że to drugie wydanie, do tego brak informacji o wydawnictwie - wiadomo tylko, że książka ukazała się w Warszawie. Jest to tłumaczenie Hanny Niteckiej. Gdzie i kiedy pojawiło się pierwsze wydanie? Wcześniejsza katalogowa pozycja dotyczy tylko tłumaczenia opowiadania Florence Montgomery w zbiorze z 1989 roku, i to z prawidłowym nazwiskiem. A może (wiem, wiem - tu już mocno naciągam teorię...) ktoś, kto pracował nad przygotowaniem do druku „Ani”, spotkał się powieścią Jur, rzekomo autorstwa Anny Montgomerry, i poprzekręcał to wszystko?... Dopiero w piątym wydaniu Ani wprowadzono korektę - w roku 1928. Czy ktoś potrafi rozwiązać tą zagadkę? W sieci nic na ten temat nie znalazłam.
 
10-07-2021
Ciekawostka staje się jeszcze bardziej intrygująca... Jur po raz pierwszy ukazał się już w 1913 roku (na gwiazdkę 1912), pod autorstwem… „Anny Montgomerry”, w Wydawnictwie Gebethnera i Wolffa, a autorką przekładu była Celina Kuszerówna. Wstępne rozeznanie, jakie już kilka lat temu zrobiliśmy wraz z Michałem Fijałkowskim z Domu Echa/Echo Lodge, sugerowałoby, że tłumaczka to wciąż ta sama osoba. Jest to kwestia, która wymaga jeszcze zbadania. W każdym razie, w którymś momencie być może tłumaczenia obydwu powieści istotnie "spotkały się" (to samo wydawnictwo, redaktor??) i ktoś popełnił błąd..., stąd przez całkiem długi czas Maud była Anną Montgomerry, a obydwu autorkom przypisywano tytuły tej drugiej.




Druga sprawa to rok wydania.

Aktualizacja: ta kwestia także być może doczeka się w niedalekiej przyszłości nowego wpisu... Jak dotąd, wiadomo, że pierwsza zapowiedź powieści pojawiła się w 1910 roku (A jednak wcześniej).

Na pierwszych stronach widnieje rok 1912:

 

 
(zdj. ze zbiorów własnych) 
 
 
Gdy dotrzemy do strony 233, zobaczymy, że powieść została podzielona na dwie części (tak było jeszcze w wydaniu z 1939 roku). Pierwsza część kończy się na rozdziale XIX „Koncert, katastrofa i wyznanie”.
 
 
(zdj. ze zbiorów własnych)


Kolejnych 19 rozdziałów to druga część, na początku której... znajduje się informacja, że książkę wydano w 1911:

(zdj. ze zbiorów własnych)


Książka wymieniona jest w katalogu Biblioteki Narodowej podwójnie - każda część osobno, przy czym z adnotacją, że jest to tom współoprawiony. Który rok jest prawdziwy? 1911. Pan Sławek z antykwariatu BiSS przekazał mi kiedyś, że takie „oszukane” daty nie były wtedy rzadkością. A może planowano dwutomowe wydanie, a potem zrezygnowano z tego pomysłu?... Dziś już pewnie nie dowiemy się, o co dokładnie z tym chodziło. Ania z Zielonego Wzgórza była w każdym razie dostępna przed Bożym Narodzeniem w 1911 roku. Wydawnictwo oferowało na łamach różnych gazet swoje tytuły. To wycinek z numeru porannego Nowej Reformy, który ukazał się 17. grudnia 1911 roku – reklama mówi o 2 tomach w ozdobnej oprawie:
 

 
Poniżej podobne ogłoszenie z 9. grudnia 1911 roku w tygodniku Przyjaciel dzieci:
 
 


I jeszcze jedno:



Z innych ciekawostek - nazwisko tłumaczki zapisano w sposób spolszczony - R. Bernsztajnowa. Poprawiono je, razem z L. M. Montgomery, dopiero w piątym wydaniu.
 
 
A teraz okładka... Moja „Ania” ma ją zniszczoną. Co widzicie pomiędzy zarysowaniami?


(zdj. ze zbiorów własnych)


Dziewczynę wyglądającą przez okno?? Poniżej okładka z 3. wydania z 1921 (niestety, nie mam tego wydania, czy ktoś je posiada? :) Aktualizacja: w międzyczasie udało mi się go kupić :D
 
 

(zdj. ze zbiorów własnych)

 
Ta sama rycina, prawda? 

Aktualizacja: jak wspomniałam wcześniej, pierwsze wydanie Ani z Zielonego Wzgórza ukazało się w dwóch formach edycyjnych. Mój egzemplarz to tzw. ozdobna oprawa, płócienna z wklejką; ta druga to kartonowa z ryciną na białym tle. Oto egzemplarz z Biblioteki Narodowej:


(zdj. z zasobów Biblioteki Narodowej)
 

Aktualizacja:
W jednym z późniejszych postów przedstawiłam zrekonstruowaną okładkę - gdyby mój wolumin był w stanie idealnym, wyglądałby tak:




O pięknym, przedwojennym języku, w którym została przetłumaczona pierwsza Ania, napiszę innym razem. Do przekładu R.ozalii Bernsteinowej mam ogromny sentyment, bo to na jej tłumaczeniach (choć oczywiście unowocześnionych) wyrosłam - pewnie jak większość czytelników Ani w Polsce... I, choć bardzo doceniam wiele nowych tłumaczeń, to jedno pozostanie szczególne.
 
Jeszcze jedna, na koniec dzisiejszego wpisu, zastanawiająca rzecz, tym razem tycząca się już tylko mojego egzemplarza. Pieczątka na karcie tytułowej - „T. Seredyński, Lwów (Poland)”. Czy trafiła do mnie książka ze zbiorów Tadeusza Seredyńskiego - pianisty i dyrygenta, który do 1949 roku pracował w Teatrach Miejskich we Lwowie? Zakładam z dużym prawdopodobieństwie, że tak!


A o fascynującym zrządzeniu losu, jaki spotkał egzemplarz kolejnego tomu z mojej kolekcji,  przeczytacie w poście O "Ani z Avonlea" + aktualizacja

  • wycinki przedwojennych gazet pochodzą z zasobów e-biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego oraz Jagiellońskiej Biblioteki Cyfrowej

wtorek, 7 czerwca 2016

Ulubiony smak Maud

Lucy Maud Montgomery była także, o czym nie każdy czytelnik może wie, świetną kucharką.  Pisała: "Prawdę powiedziawszy, uwielbiam suto zastawiony stół. Dbam o ten mebel i chętnie przy nim siadam (...)". Lubiła mieć przy tym stole rodzinę i przyjaciół. Prowadziła notatnik, w którym gromadziła własne przepisy kulinarne, a także te otrzymane od krewnych, znajomych i sąsiadów. Pod koniec życia przepisała swoje notatki do brulionu, który po jej śmierci gdzieś zaginął. Jednak stary zeszyt "ocalał", bo kiedy Maud go przepisała, oddała notatki Anicie Webb - córce Myrtle i Ernesta C. Webbów, którzy mieszkali w domu będącym pierwowzorem Zielonego Wzgórza. Myrtle Webb była daleką kuzynką Lucy Maud Montgomery. Anita Webb przyjechała do Norval do pastorowej Macdonald jako młoda dziewczyna. Przez pewien czas pomagała ciotce w prowadzeniu domu. W późniejszych latach pracowała zawodowo jako kucharka. Anita Webb przekazała zeszyt Maud swojej siostrzenicy, Elaine Crawford, która wraz ze swoją córką, Kelly Crawford, przygotowała go do wydania drukiem. Wypróbowały wszystkie zapiski kulinarne, uaktualniły je i uzupełniły, jeśli istniała taka potrzeba. W Polsce "Kuchnia z Zielonego Wzgórza" ukazała się nakładem Wydawnictwa Literackiego w 2007 roku.



Ulubionym smakiem Lucy Maud Montgomery był smak cytrynowy. W książce znajduje się kilka przepisów z cytryną w nazwie. Ja postanowiłam wypróbować "Placek cytrynowy Maud". Autorki przywołują anegdotę, którą Maud zanotowała w swoich dziennikach. Opisywała w niej wizytę lekarza-misjonarza z Korei, który mieszkańców Kanady traktował z lekką pogardą. Podczas poczęstunku spałaszował dwa kawałki ciasta i zdobył się na uznanie: "Przynajmniej naprawdę potraficie zrobić placek cytrynowy". Maud wspomina przy tym, że jedyny komplement, jaki usłyszała od wuja Leandra, dotyczył jej mistrzostwa w pieczeniu ciast.



Na przepis składają się jedynie wskazówki dotyczące nadzienia i bezy, które trzeba wyłożyć na "upieczony spód". Domyślam się więc, że chodzi o kruche ciasto. Przygotowałam je według powszechnie znanej proporcji 3:2:1 (mąka, masło, cukier). Użyłam tortownicy o średnicy ok. 15 cm, ale myślę, że następnym razem wylepię kruchym ciastem klasyczną formę na tartę - nadzienia powinno wystarczyć.

A oto przepis (troszkę zmieniłam wykonanie - nie gotowałam nadzienia na parze, tylko zwyczajnie nad małym płomieniem palnika):

- upieczony spód z kruchego ciasta,

- 1 szklanka cukru,
- 2 łyżki skrobi kukurydzianej,
- sok i skórka otarta z 1 cytryny,
- 1/8 łyżeczki soli,
- 1 całe jajko,
- 2 żółtka,
- 1 szklanka wody,
- 2 białka,
- 2 łyżki cukru.

Cukier, skrobię, skórkę i sok z cytryny, sól, całe jajko i żółtka dokładnie wymieszać. Zagotować wodę, ostudzić nieco. Wlać cienkim strumieniem masę jajeczną do gorącej wody, mieszając przy tym intensywnie całość, żeby nadzienie nie zwarzyło się. Ogrzewać, ciągle mieszając, do zgęstnienia. Odstawić do lekkiego wystudzenia. W tym czasie ubić masę bezową z białek i cukru. Na upieczony spód przełożyć cytrynowe nadzienie. Rozprowadzić na nim bezę. Piec w 220 st. C przez 5 minut.

Smak jest obłędnie cytrynowy! Nie dziwię się, że Maud dostała pochwały za to ciasto. Nadzienie jest dość słodkie (jak dla mnie - myślę, że można dać mniej cukru i podwoić porcję soku z cytryny), ale do gorzkiej kawy - idealne. Następnym razem, spróbuję może dodać nieco skrobi do masy bezowej, żeby była bardziej sztywna po upieczeniu.

"Placek cytrynowy Maud" trafia do mojego własnego "kulinarnika", bo ja też od wielu lat prowadzę własne zapiski.