„Dzisiaj są moje urodziny.
Skończyłam czternaście lat. Napisałam list „Ode mnie, czternastoletniej, do
mnie, dwudziestoczteroletniej”. Zapieczętowałam go i włożyłam do sekretarzyka,
by zaczekał tam do moich dwudziestych czwartych urodzin. Umieściłam w nim kilka
przepowiedni. Ciekawe, czy się spełnią.”
Emilka szuka swojej gwiazdy, tłum. Ewa Horodyska
„W swoje dwudzieste czwarte urodziny
Emilka otworzyła i przeczytała list, napisany „od niej, czternastoletniej, do
niej, dwudziestoczteroletniej”. Nie bawiło jej to tak, jak się kiedyś
spodziewała. Długo siedziała przy oknie z listem w ręku, patrząc na żółte
światła zachodzących gwiazd nad zagajnikiem Dumnego Jana, jak go wciąż z
przyzwyczajenia nazywano. Co znajdzie w tym liście? Ducha pierwszej młodości? Ambicji?
Zagubionej miłości? Utraconej przyjaźni? Emilka czuła, że wolałaby spalić ten
list, niż go przeczytać. Ale to byłoby tchórzostwo. Nawet duchom trzeba stawić
czoło. Nagłym, szybkim ruchem rozcięła kopertę i wyjęła list.
Ze środka uleciała stara, delikatna
woń. W liście były zasuszone płatki róży, kruche i zbrązowiałe, które rozsypały
się w proch pod jej dotykiem. Tak, pamiętała tę różę. Ted przyniósł ją pewnego
wieczoru, jeszcze w czasach dzieciństwa, i był taki dumny z tego kwiatu. Była
to pierwsza czerwona róża, która zakwitła na doniczkowym krzewie, jaki dostał
od doktora Burnleya – i jedyna, jak się okazało. Matka czuła się dotknięta, że
Ted tak lubi ten krzaczek. Pewnej nocy doniczka została przypadkowo zrzucona z
parapetu i stłukła się. Jeżeli nawet Ted podejrzewał lub wiedział, że coś łączy
oba te fakty, nigdy nie wspomniał o tym. Emilka bardzo długo trzymała różę w
wazonie na stole, ale po napisaniu listu wyjęła zwiędły kwiat, ucałowała go i
wsunęła między kartki. Zapomniała o tym później i teraz płatki leżały na jej
dłoni, jak dawne różane nadzieje, wyblakłe, już nie piękne, lecz nadal
wydzielające nikły, gorzko–słodki zapach. Cały list wydawał się nim przesycony
– nie wiadomo, czy w sensie dosłownym, czy tylko duchowym.
List ten był, jak powiedziała sobie
surowo Emilka, niemądry i romantyczny. Śmiechu wart. Emilka z rozmysłem śmiała
się, odczytując niektóre fragmenty. Jakie to niedojrzałe, głupie,
sentymentalne, zabawne! Czy naprawdę była kiedyś tak młoda i nieopierzona, że
wypisywała podobne bzdury, kwieciste i górnolotne? I można by pomyśleć, że
czternastolatka traktowała dwudziestoczterolatkę jak osobę niemal sędziwą.
»Czy napisałaś swoje wielkie dzieło?
– kończyła Czternastolatka beztroskim pytaniem. – Czy wspięłaś się Alpejską
Ścieżką na sam szczyt? Och, Dwudziestoczterolatko, zazdroszczę Ci. To z
pewnością wspaniałe być Tobą. Czy spoglądasz na mnie z wyższością i
współczuciem? Teraz już nie jeździłabyś na furtce, prawda? Czy jesteś
stateczną, starą mężatką z kilkorgiem dzieci i mieszkasz w Rozczarowanym Domu z
Wiadomo Kim? Tylko nie bądź nudna, błagam cię. I bądź dramatyczna.
Kocham dramatyzm w rzeczach i ludziach. Czy jesteś Panią…? Czyje nazwisko tu
wpiszesz? Och, droga Dwudziestoczterolatko, wkładam Ci do tego listu pocałunek,
garść księżycowej poświaty, duszę róży, nieco zielonej słodyczy starego pola na
wzgórzu i tchnienie leśnych fiołków. Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwa, sławna
i piękna i że nie zapomniałaś całkowicie
Twojej niemądrej
DAWNEJ SIEBIE«”
Dorosłe życie Emilki, tłum. Ewa Horodyska
Przed
wielu laty postać Emilki, mojej ulubionej bohaterki Maud, zainspirowała mnie
samą do napisania podobnego listu. Odczytanie go nie było łatwe – przywoływanie
duchów przeszłości i jej wspomnień niesie ze sobą ogromny ładunek emocjonalny.
Lektura
losów Emilki Byrd Starr była natchnieniem także dla czternastoletniej Frani z
Nowolipia, której opowiadanie było nagrodzoną pracą w konkursie zatytułowanym
„1 stycznia 1950” .
Opowiadanie to wydrukowano w odcinkach w Naszym
Małym Przeglądzie – tygodniowym dodatku do Naszego Przeglądu, którego redaktorem był Janusz Korczak, a
publikowane w nim teksty – autorstwa samych czytelników. Pierwsza cześć nagrodzonego
opowiadania ukazała się 10 lutego 1939 roku. Bohaterką opowiadania Frani jest
ona sama – pracująca 25-latka. Dorosła Frania mieszka w Warszawie, w której „co
drugi dom ma powyżej szesnastu pięter”, w domu ma telewizję, rano budzi ją
robot-budzik, a czytelnie otwarte są także w niedziele. Akcja opowiadania
rozgrywa się 1 stycznia 1950 roku. Na ten dzień bohaterka zaplanowała przegląd
starych szkolnych pamiątek. Wśród nich odnajduje list napisany przed
dziesięcioma laty do samej siebie, który napisała po lekturze Emilki ze Srebrnego Nowiu.
Po
przeczytaniu sentymentalnego listu i fragmentów pamiętników, Frania wychodzi z
domu. W witrynie jednej z księgarni, Gebethnera i Wolffa, czeka ją wielka
niespodzianka – jej własna książka właśnie ukazuje się drukiem…
Taka była wizja własnej przyszłości
czternastoletniej dziewczyny, która najwyraźniej była jedną z miłośniczek
książek Maud Montgomery. Jaki los czekał na nią? Czy Frania z Nowolipia ocalała
z czekającej u progu apokalipsy, która kilka miesięcy później ogarnęła jej
świat?
Przy okazji tego wpisu, muszę napisać, że ja Ireneusz też postanowiłem teraz, pod wpływem akurat czytanej po raz pierwszy Emilki zacząć pisać listy do... mojej mamy, która odeszła z tego świata w 2000 roku. Brakuje mi jej bardzo, i pomyślałem, że może w ten sposób przybliży mi się ona, bo tyle w moim życiu się wydarzyło, a ona nie była tego świadkiem. Kochała nas, swoich trzech synów bardzo i pamiętam, że na pożegnanie to mi powiedziała. Choć mam dzisiaj swoją rodzinę, może chciałaby się cieszyć z mojego szczęścia. Emilka pisała listy do swojego tatusia, bo chciałaby, on był świadkiem tego co ona przeżywa, a nie mógł, bo odszedł tak za wcześnie. Emilka inspiruje... to dlatego ten mój wpis Agnieszko.
OdpowiedzUsuńSądzę, że nasi najbliżsi pozostają w jakiś sposób z nami, nie tylko w naszej pamięci... Takie listy, to tak jakby... mówić do nich, prawda?
Usuń