Zapraszam do dwóch nowszych postów niż niniejszy, które przedstawiają nowe ślady badawcze dotyczące postaci pierwszej polskiej tłumaczki powieści L. M. Montgomery.
Czy wiemy coś o R.ozalii
Bernsteinowej? Odpowiedź na to pytanie jest krótka: „Niewiele”. Jedyną pewną
informacją o tłumaczce jest spis tytułów książek, które przetłumaczyła.
Najwcześniejszą powieścią tłumaczoną przez R.ozalię Bernsteinową był Redaktor Lynge Knuta Hamsuna. Książka norweskiego
pisarza ukazała się w 1893 roku, a już rok później wydało ją na ziemiach
polskich wydawnictwo T. Paprockiego w przekładzie właśnie Bernsteinowej (wg Bibliografii Polskiej Karola Estreichera
książkę wydano w 1895 roku, jednak już w czasopismach z listopada 1894, można
znaleźć recenzje Redaktora). Ostatnim
tytułem przetłumaczonym przez R.ozalię Bernsteinową była Ania z Avonlea, wydana w 1924 roku. Jeśli założyć, że pierwszego
tłumaczenia Bernsteinowa dokonała najwcześniej w wieku około 20 lat, to można
szacować, że urodziła się najpóźniej na początku lat 70-tych XIX wieku. Czy to,
że z cyklu o Ani, tylko dwie pierwsze części zostały przez nią przetłumaczone,
należy wyjaśnić śmiercią tłumaczki? Miałaby wtedy co najmniej ok. 50 lat. Do
tej pory w zbiorach bibliotek cyfrowych nie natknęłam się np. na jej nekrolog –
bądź co bądź, książki o Ani Shirley cieszyły się dużą poczytnością, informacja
o odejściu ich tłumaczki mogła być podana do publicznej wiadomości. A może
Bernsteinowa w tym czasie wyemigrowała z rodziną? Następne części przełożyła już
Janina Zawisza-Krasucka.
Czy wiemy coś o R.
Bernsteinowa
tłumaczyła w sumie z czterech języków obcych:
- angielskiego:
- Ania z Zielonego Wzgórza
- Ania z Avonlea - norweskiego:
- Historja o Cesi sierotce
- Dzieciństwo mateczki, tej z nad dalekiego, cichego fjordu
- Siostrzyczka
- Redaktor Lynge - duńskiego:
- Podróż do morza lodowatego
- Pan Słota i panna Słoneczko
- O czterech władcach ziemi: opowiadania
- Dwunożny ujarzmiciel sił przyrody
- Dziennik Julii - szwedzkiego:
- Przygoda Janka w wieczór wigilijny
- Królowa elfów i inne powiastki : dla dzieci do lat 7
- Przebudzenie się ogrodu
-
Czapka za talara
-
Myszka domowa i myszka polna
-
Bąbliki
-
Płaszcz Józefa
-
Ojciec lis
-
Pliszki
-
Zima
Poniżej
zamieszczam zdjęcie z karty tytułowej z Podróży
do morza lodowatego tłumaczonej przez R.ozalię Bernsteinową.
Jak
na tamte czasy, R.ozalia Bernsteinowa (czy była żoną jakiegoś Bernsteina?; w
niektórych archiwaliach bibliotek cyfrowych spotykałam się z pisownią: „Bernstein”),
musiała odebrać gruntowne wykształcenie. Znajomość czterech języków obcych, w
tym trzech należących do grupy trudniejszych do opanowania, nawet w
dzisiejszych czasach nie jest czymś powszechnym. Gdzie się ich nauczyła? Może
pochodziła z rodziny, która np. mieszkała w Skandynawii??
A
może nazwisko jest tylko pseudonimem? Albo imię, albo jedno i drugie!... Sprawdzałam
w bibliotekach cyfrowych rekordy typu: „Róża Bernstein”, „Rachela Bernstein”
(takie imiona pojawiają się w programach teatralnych do „Ań z Zielonego Wzgórza”
wystawianych w różnych teatrach) – nie naprowadziło mnie to na żaden sensowny ślad.
W
świetle takich rozważań i skąpych informacji, równie prawdopodobną hipotezą
może być to, że pod R.ozalią Bernstein / ową kryje się nie tłumaczka, a tłumacz.
Autorka
artykułu opublikowanego w Guliwerze, pt. „Kim była Rozalia Bernsteinowa?
(rozważania biograficzno-detektywistyczne)”, Dagmara Czarnota, uwzględniając
nazwisko tłumaczki, poszukiwała informacji w niektórych stowarzyszeniach i
forach zrzeszających społeczność żydowską – jednak bez rezultatu.
Być
może informacji dostarczyłyby archiwa państwowe (np. spisy ludności, akty
ślubów, zgonów)...
R.ozalia
Bernsteinowa pozostawiła po sobie kilkanaście przekładów, z których dwa,
chociaż zmieniane wraz z ewoluującym językiem, utrwaliły się w pamięci wielu
następnych pokoleń polskich czytelników. I choć dom, który przygarnął Anię
Shirley, ze wzgórzem nie ma nic wspólnego, dzisiaj trudno nam sobie wyobrazić,
że Marchewka mieszkała gdzieś indziej, niż na Zielonym Wzgórzu.
- Narodowa Biblioteka Cyfrowa POLONA
- Kujawsko-Pomorska Biblioteka Cyfrowa
- Dagmara Czarnota, Kim była Rozalia-Bernsteinowa? (rozważania biograficzno-detektywistyczne), Guliwer, 3(113), 2015
Agnieszko, znów jesteś na tropie interesującej sprawy... Wielu ludzi fascynuje postać tej tłumaczki, owianej jakąś mgłą niejasności i tajemnicy zupełnie jak Pani Lawendy z "Ani z Avonlea"... Zastanawia mnie tylko kwestia tłumaczenia z języków skandynawskich. Podejrzewam, że nasza Rozalia nie znała żadnego z tych języków, a tłumaczyła te dziełka poprzez wydania angielskie - co było w tamtych czasach normą. Baśnie Andersena (duński), dramaty Ibsena (norweski) czy Strindberga (szwedzki) tłumaczone były na polski (ale nie tylko, również na inne języki) w oparciu o tłumaczenia (często autoryzowane) w języku niemieckim. Stąd moje przypuszczenie, że Rozalia świetnie władała niemczyzną oraz może trochę gorzej angielszczyzną... Ta hipoteza może okazać się oczywiście mylna, ale dopóki nie natrafimy na jakieś nowe fakty dotyczące tej ciekawej postaci, wszystko pozostaje kwestią domysłów...
OdpowiedzUsuńA informację na stronie tytułowej "Podróży do M(m)orza L(l)odowatego", jakoby był to przekład z oryginału duńskiego, postrzegam bardziej jako informację o pochodzeniu być może nieznanego czytelnikowi pisarza niż informacji, z jakiego języka przykładała tłumaczka.
UsuńO! Taka możliwość nie przyszła mi do głowy...
UsuńJednak, kiedy sprawdzałam ten tytuł na OCLC WorldCat (zakładając, że te katalogi są kompletne i dobrze się temu przyjrzałam), zauważyłam, że wszystkie wydania, które pojawiły się do 1985 (oficjalnego roku wydania w języku polskim), były norweskimi bądź duńskimi.
Czyli jednak wychodzi na to, że znała te języki, i była wtedy niezwykle rzadką specjalistką w tłumaczeniach z języków skandynawskich... Możemy zatem przyjąć, że również spędziłaby tam wtedy trochę czasu?
UsuńJest to całkiem możliwe. A może studiowała w jednym z tych krajów?
UsuńPodoba mi się wersja z pseudonimem, która tłumaczyłaby tak małą ilość informacji na temat R.Bersteinowej. Ja też lubię tę sentymentalną wersję tłumaczenia, chociaż pora chyba poznać bardziej zbliżone do oryginału :)
OdpowiedzUsuńOch! Jak Wy to zrobiliście? Podziwiam i zazdroszczę. Sama kończę studia i miałam mrzonki o napisaniu doktoratu o Ani w Polsce, ale widząc to, jak Wy potrafiliście się zabrać za tłumaczkę, jestem onieśmielona.
OdpowiedzUsuń"Zrób doktorat z Ani" - mówiono mi to ostatnimi czasy ładnych kilka razy ;)
UsuńI co, zamierzasz? :) A jeśli tak, to czego dokładnie by dotyczył? Musiałby być niesamowicie ciekawy! A kim jesteś z wykształcenia, Agnieszko?
UsuńPowiedzmy, że jeden na razie mi wystarczy :)
UsuńMoże kiedyś zacznę myśleć o tym poważnie - na razie zbieram skrupulatnie każdy najmniejszy polski okruch o Maud :)
A skoro padło pytanie osobiste, to może najwyższy czas przyznać się czytelnikom... Z wykształcenia jestem biologiem i pracuję w zakresie biochemii.
Och, to ciekawe, zastanawiałam się, czy jesteś filologiem, a jeśli tak, to jakiego języka :)
OdpowiedzUsuńAgnieszko, czy mogłabyś napisać np. w osobnym poście o tym, jak doszło do założenia bloga? Fascynuje mnie to nie mniej niż sama jego tematyka :) Co robiłaś, zanim on powstał (pomijając kolekcjonowanie książek), czy pisałaś jakieś artykuły o Ani?
Planujesz jakiś wpis o najnowszej książce, którą reklamowano parę lat temu jako ostatnią część Ani? Nazywała się Ania z Wyspy Księcia Edwarda - przecież to był oryginalny tytuł Ani na uniwersytecie :) W oryginale The Blythes Are Quoted...
Jak doszło do założenia "Pokrewnych dusz"? Właściwie, nie ma tu zbyt wiele do opowiadania. Dzisiaj, po kilku miesiącach, jakie upłynęły od pierwszego wpisu, mam wrażenie, że blog powstał w sposób „naturalny”, że tak mu było przeznaczone. I chyba tak to było gdzieś zapisane....
UsuńCzasami słyszałam od niektórych osób znających moją pasję, że powinnam pisać o Maud. I pomysł na bloga chyba gdzieś we mnie od tej pory powoli kiełkował. Rok temu zaczęłam planować podróż na Wyspę Księcia Edwarda – decyzja o niej rozpoczęła nową „epokę” w moim życiu, jakby powiedziała Ania Shirley. Tak się złożyło, że w maju, rozmawiałam o tym wyjeździe z jedną z koleżanek z pracy – okazało się, że i ją wiele lat temu oczarował świat Lucy Maud Montgomery – a kiedy powiedziałam jej, że zastanawiam się nad założeniem bloga, z entuzjazmem przyklasnęła temu pomysłowi. Dała mi tym samym impuls do działania. I tak się zaczęło. "Pokrewne dusze" to był także sposób na pewne przygotowanie się do wyjazdu na Wyspę.
Wcześniej, poza kolekcjonowaniem polskich wydań Maud (na potrzeby którego stworzyłam listę tłumaczy wszystkich tytułów, jakie ukazały się w języku polskim) zajmowałam się tworzeniem spisu wszystkich polskich wydań, poszukiwałam różnych polskich artykułów traktujących o książkach pisarki – przyglądałam się temu fenomenowi.
Najwięcej o dziejach wydawniczych książek Maud w Polsce uczę się teraz – przeszukiwanie archiwów, tropienie starych wydań, ich analiza, obserwacja tego, jak odbierana była i jest jej twórczość to czysta radość i satysfakcja. Brakuje mi wręcz czasu, aby realizować wszystkie pomysły i zamierzenia związane z blogiem ;)
O "The Blythes are quoted" kiedyś napiszę, bo jest kilka słów wartych napisania odnośnie polskiej edycji.
"Ania na uniwersytecie" brzmiała dokładnie "Ania z Wyspy" i pod takim tytułem ukazała się u nas dwa razy. "The Blythes..." to dość niefortunny tytuł, prawda? Ale może wynikał on z jakiejś strategii..
Osobiście przypuszczam, że wydawnictwo, tłumacząc The Blythes jako Anię z Wyspy Ks. Edwarda, nie miało pojęcia o tym, że "Wyspa" kiedyś już pojawiła się w tytule :)
UsuńJeszcze co do popularności Ani w Polsce: pamiętam, jak spośród spotkanych przez mnie obcokrajowców tylko Amerykanin kojarzył Anię:) W Rumunii zapytałam w bibliotece uniwersyteckiej o Maud i pani nie kojarzyła... Ale za to w tym samym rumuńskim mieście znalazłam rumuńskie wydanie Ani w antykwariacie :)
OdpowiedzUsuńCiekawe znalezisko! Kupiłaś to wydanie? Ciekawa jestem, jak ono wygląda.
UsuńTo dokładnie to, tyle że bez okładki :)
Usuńhttp://bibliotecamm.ebibliophil.ro/carte/anne-de-la-green-gables-roman
Tak, kupiłam, mogę przesłać zdjęcie okładki :)
OdpowiedzUsuńChętnie ją zobaczę! (agamarusz@gmail.com)
UsuńWydanie jest z 1995 r. Tłumaczka Anca Filoteanu. Tytuł bardzo "przezroczysty": "Anne de la Green Gables". Wszystkie imiona, a nawet nazwy farm zostały pozostawione w j. angielskim, co mnie wydaje się dziwaczne, ale nie wiem, jakie są zwyczaje w przekładzie książek dla dzieci na rumuński. Po rumuńsku imię Ani to Ana albo Anca.
OdpowiedzUsuńSzanowni Państwo,
OdpowiedzUsuńPrzygotowuję właśnie książkę o recepcji twórczości Montgomery w Polsce i czytelniczym fenomenie „Ani” oraz artykuł o „Bernsteinowej”. Tożsamość Bernsteinowej została już definitywnie rozszyfrowana, to pseudonim, ale bynajmniej nie Janiny Mortkowiczowej, jak sugeruje na swoim blogu Pan Doktor Fijałkowski. Gdyby to była Mortkowiczowa, jej wnuczka, Joanna Olczak-Ronikier, na pewno by o tym wiedziała, pojawiłaby się też kwestia tantiem za powojenne wznowienia przekładów. Sensacji jest zresztą znacznie więcej. Nic więcej na razie nie mogę powiedzieć ;-) Pozdrawiam serdecznie wszystkich „znających Józefa” ;-)
dr hab. Piotr Oczko, UJ
Czy to będzie książka zapowiadana już w artykule "Anna z domu o zielonym dachu", który ukazał się w 2013 roku w "Tekstach Drugich"? Bardzo się na nią cieszymy, tak samo jak i na artykuł o Rozalii Bernsteinowej, i czekamy z ogromną ciekawością.
UsuńNajpewniej chodzi o ten artykuł: http://journals.pan.pl/dlibra/publication/122705/edition/106971/content/na-szwedzkim-tropie-ani-z-zielonego-wzgorza-o-przekladzie-rozalii-bernsteinowej-oczko-piotr-nastulczyk-tomasz-powiesnik-dorota?language=pl
UsuńCo prawda autor nie opublikował jeszcze monografii, ale wspomina o niej w artykule znajdującym się pod tym linkiem.
UsuńO tym artykule piszę w poście: https://pokrewne-dusze-maud.blogspot.com/2019/01/o-poszukiwaniach-rozalii-i-szwedzkim.html